W reprezentacji nudno nie bywało

Czytaj dalej
Fot. Fot.GRZEGORZ JAKUBOWSKI
Hubert Zdankiewicz

W reprezentacji nudno nie bywało

Hubert Zdankiewicz

Alkoholowa libacja na niedawnym zgrupowaniu reprezentacji Polski to tak naprawdę... małe piwo przy tym, co piłkarze wyprawiali w przeszłości. Kiedyś narozrabiał nawet obecny prezes PZPN.

Trzeba zaznaczyć, że picie i orgie z udziałem prostytutek nie są wyłącznie polską przypadłością, bo zdarzały się nawet w tak zasłużonych piłkarsko nacjach jak Anglia, Francja czy Niemcy. Podobnie, jak ustawianie meczów - tu wystarczy przypomnieć włoską aferę Calciopoli.

Trzymając się jednak polskiego podwórka trzeba przyznać, że picie alkoholu ma wśród piłkarzy długą (choć niekoniecznie chlubną) tradycję. Pierwszy głośny skandal miał miejsce w 1936 roku, gdy nasz najlepszy zawodnik Ernest Wilimowski został wyrzucony z kadry na igrzyska w Berlinie. Powód? Kilka miesięcy wcześniej mocno zabalował w jednej z katowickich knajp. Tak naprawdę był to tylko pretekst, bo poszło ponoć o to, że piłkarz wziął pieniądze za grę, co było sprzeczne z ideą olimpizmu.

Podobnie, jak informacja o piciu wina w samolocie (jesienią 2010 roku) którego efektem było wyrzucenie z kadry Michała Żewłakowa i Artura Boruca. Wówczas również mówiło się, że selekcjoner Franciszek Smuda szukał pretekstu, choć trzeba dodać, że w przypadku Boruca nie był to pierwszy raz. Latem 2008 roku został zawieszony (razem z Dariuszem Dudką i Radosławem Majewskim) za pijaństwo na zgrupowaniu we Lwowie. Jego nazwisko pojawiło się też przy okazji niedawnej afery w Warszawie.

Z reprezentacji, tuż przed Euro 2012, wyleciał Sławomir Peszko, który nie dość, że się upił, to jeszcze napadł na taksówkarza (grał wówczas w FC Koeln), a w efekcie spędził noc w niemieckiej izbie wytrzeźwień.

Najgłośniejsza alkoholowa afera w historii polskiej piłki miała jednak miejsce 32 lata wcześniej, na warszawskim Okęciu. Tuż przed odlotem kadry na Maltę okazało się, że bramkarz Józef Młynarczyk jest mocno... zmęczony. Ryszard Kulesza chciał zostawić go w domu, ale w obronie kolegi stanęli Zbigniew Boniek, Stanisław Terlecki i Władysław Żmuda, a selekcjoner ugiął się pod naciskiem. Bezwzględne okazały się za to ówczesne władze PZPN, bo cała czwórka ukarana została wielomiesięcznymi dyskwalifikacjami. Posadę stracił również Kulesza.

Najgorzej wyszedł na tym wszystkim Terlecki, który już nigdy więcej nie zagrał w reprezentacji. Pozostałej trójce złagodzono kary i w 1982 roku wywalczyli z Polską trzecie miejsce na mundialu w Hiszpanii.

Dwaj uczestnicy zajścia na Okęciu już wcześniej dali się poznać, jako typy mocno niepokorne, bo Boniek i Terlecki zasłynęli swojego czasu szczekaniem na dziennikarzy (miał to być komentarz do jakości ich pracy). Po latach znaleźli również naśladowców. W 2002 roku, gdy podczas mistrzostw świata w Korei i Japonii doszło do otwartej wojny pomiędzy piłkarzami, a przedstawicielami mediów. Piotr Świerczewski omal nie pobił się z reporterem „Super Expressu” Cezarym Kowalskim, a pod adresem dziennikarzy padały okrzyki: „kapusie” i „pedały”.

Picie alkoholu to nie jedyna rozrywka piłkarzy podczas zgrupowań. Wiosna 2011 roku, przed towarzyskim meczem z Litwą, sześciu kadrowiczów postanowiło umilić sobie czas... mierzeniem ubrań w ekskluzywnym poznańskim hotelu (900 zł za dobę). Tak to przynajmniej później tłumaczyli, gdy do mediów przedostała się informacja o ich wycieczce. Towarzyszące im panie miały być hostessami, które... pomagały im w przymiarkach.

Z kolegami z reprezentacji Kazimierza Górskiego pożegnał się też Robert Gadocha, jeden z bohaterów pamiętnego mundialu w 1974 roku. Wówczas to, przed ostatnim meczem grupowym z Włochami, skrzydłowy Legii dostał ponoć od Argentyńczyków 18 tysięcy dolarów premii motywacyjnej. Chodziło o to, by pewni już awansu biało-czerwoni nie odpuścili rywalowi, pomagając tym samym drużynie z Ameryki Płd. Polska faktycznie wygrała 2:1 i Argentyna też wyszła z grupy. Sęk w tym, że koledzy Gadochy dowiedzieli się o wszystkim dopiero po latach, bo ten „zapomniał” się z nimi podzielić. On sam zarzeka się, że nie wziął żadnych pieniędzy, ale mało kto mu wierzy.

Podobnie, jak mało kto dziś wierzy, że za ostatnim polskim olimpijskim medalem w grach zespołowych mogło stać niedozwolone wspomaganie. W 1992 roku reprezentacja Janusza Wójcika wywalczyła srebrne krążki w Barcelonie. Tuż przed igrzyskami na zażywaniu dopingu wpadli jednak trzej kadrowicze: Piotr Świerczewski, Aleksander Kłak i Dariusz Koseła. Próbka A wykazała u całej trójki podwyższony poziom testosteronu. Próbki B nigdy za to nie przebadano. Test powtórzono po kilkunastu dniach i tym razem wszyscy byli już rzecz jasna „czyści”. Dziś taki numer by nie przeszedł.

Hubert Zdankiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.