To było jak Zmartwychwstanie, czyli niezwykła historia rodziny z Radomia

Czytaj dalej
Fot. Marcin Genca
Marcin Genca

To było jak Zmartwychwstanie, czyli niezwykła historia rodziny z Radomia

Marcin Genca

Ewelina i Łukasz Wieczorkowie z Radomia przeżywali najcięższe chwile, ale osobno. Był alkoholizm, zdrada, nieprzebaczenie. - Bóg to zabrał, a nas znów połączył - twierdzą.

Gdyby przed dziesięcioma laty ktoś powiedział im, że będą tworzyć szczęśliwą rodzinę, zostałby wyśmiany. Żadne z nich by w to nie uwierzyło. Dziś, po wielu trudnych, bolesnych momentach w prowadzonym osobno życiu, dojrzeli do drugiej szansy na dom i rodzinę, ale także miłość.

Świadectwo z czerwonym paskiem

Łukasz dorastał na radomskim Prędocinku, na osiedlu bloków z wielkiej płyty. Sam mówi, że jako nastolatek miał przed sobą piękną przyszłość.

- Miałem czerwone paski w szkole, miałem talent do nauki historii, ale wszystko to przesrałem - mówi wprost. - W siódmej klasie podstawówki zacząłem próbować różnych trunków, potem trafiłem w takie towarzystwo, że zacząłem regularnie chodzić na imprezy. Nie wiadomo kiedy zacząłem mieć taki tryb życia, że imprezy wypadały mi co weekend. W końcu cały tydzień stał się jedną wielką imprezą - opowiada Łukasz Wieczorek.

50 groszy na piwo

Łukasz doszedł do takiego stanu, że zamroczony alkoholem stał pod osiedlowym sklepem i zaczepiał klientów, żebrząc o 50 groszy, żeby uzbierać na piwo.

- Pamiętam, że pewnego razu prosiłem jakąś dziewczynę o te pieniądze, a to była moja siostra, której kompletnie nie poznałem. Bywało też tak, że leżałem na ławce, brudny i śmierdzący, ale nie miałem siły się podnieść. Pierwszym ostrzeżeniem była śmierć mojego kolegi, który po prostu zapił się na śmierć - opowiadał radomianin.

Wtedy zaczął szukać sensu życia. Próbował buddyzmu i islamu, bo nie przyszło mu do głowy, że jest coś atrakcyjnego w Kościele katolickim.

- Wydawało mi się to bardzo nudne, te jakieś różańce, różne Gorzkie Żale, babcie w beretach - śmieje się dziś Łukasz.

Żona i córka przegrały z imprezą

Starał się ukrywać swój nałóg, zwłaszcza przed dziewczyną, Eweliną, z którą wówczas się spotykał. Wkrótce potem wzięli ślub. Urodziła im się Julka, która jest dzieckiem niepełnosprawnym. Szybko wyszło na jaw, że Łukasz to alkoholik. - Starałem się zająć dzieckiem, ułożyć sobie życie z żoną, ale nie potrafiłem. Wódka była silniejsza, imprezy czekały i w końcu zostawiłem ich - przyznaje.

- To porzucenie było dla mnie bardzo ciężkim momentem. Zostałam sama z chorą Julką, ale tak bardzo chciałam się już uwolnić od Łukasza i od jego picia, że w sumie poczułam ulgę - wspomina Ewelina.

Jak mówi, rozwód cywilny był „tylko papierkiem”, ale do sakramentu małżeństwa podeszła poważnie.

- Po prostu było to dla mnie ważne. Mimo bólu, pozostałam mu wierna, chociaż w ogóle nie myślałam, że to nasze małżeństwo uda się jeszcze posklejać. Nie było takiej możliwości - dodaje.

Bóg wyciąga dłoń
- Ja sam dopiero po długim czasie zdałem sobie sprawę, że jestem totalnie uzależniony - mówi Łukasz. - Znajoma zaciągnęła mnie niemalże siłą na Mszę Świętą z modlitwą o uzdrowienie. Tam, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, poczułem w sobie coś takiego jak wielka miłość i silne ciepło w całym ciele. Upadłem na kolana i płakałem jak dziecko - wspominał, dodając, że był to początek nawrócenia w jego życiu.

Mimo tego doświadczenia, w Boże Narodzenie 2010 roku Łukasz był tak pijany, że nie wiedział już co się z nim dzieje.

- W jakimś pijackim transie zacząłem się modlić: „Boże ratuj mnie, ulecz mnie, proszę”. Wtedy poczułem w sobie wielkie ciepło. To było jak strzał - pyk i już nie piję. Niepijący alkoholik musi unikać okazji do napicia się, a dla mnie od tamtej pory alkohol jest całkowicie obojętny - mówi.

Niełatwe przebaczenie

W tym czasie Ewelina samotnie wychowywała Julkę. W sercu miała wiele złości, żalu i nieprzebaczenia dla Łukasza za to wszystko, co im zrobił.

- Regularnie nas odwiedzał, bo takie miał prawo jako ojciec Julki - wspomina Ewelina.

- Przychodziłem bardziej jako statysta niż ojciec - dopowiada Łukasz.

U Julki pojawiły się kolejne problemy zdrowotne, tym razem z zastawką w głowie, która uciskała na nerw wzrokowy. Ich córeczce groziła całkowita utrata wzroku.

- Przeszła operację, a ja wciąż modliłam się o jej uzdrowienie. Kilka lat temu pojechałam w tej intencji na rekolekcje ze znanym charyzmatykiem, księdzem Johnem Bashoborą z Ugandy. Okazało się jednak, że ich tematem jest małżeństwo i przebaczenie - opowiada Ewelina, przyznając, że w jej sercu było wówczas wszystko, tylko nie przebaczenie dla Łukasza. - Wtedy modliłam się: „Panie Boże, sama nie jestem w stanie mu wybaczyć, pomóż”.

Jak sama przyznaje, nie wiadomo kiedy przestała odczuwać złość i żal. Wszystkie te negatywne uczucia po prostu zniknęły. - Kiedy następnym razem Łukasz przyszedł do Julki, powiedziałam, że wybaczam mu wszystko. Był bardzo zdziwiony, ale przyjął to - wspomina Ewelina. - Łukasz wtedy już nie pił, ale ja dalej nie chciałam z nim być.

Z zakrętu w zakręt

Kiedy wszystkie negatywne emocje i uczucia opadły, a czas uleczył rany w końcu dojrzała do tego, aby zaproponować mu powrót.

- Żadne z nas nic do siebie nie czuło. Stwierdziłam, że jeśli nie wyjdzie, to trudno, ale grzechem byłoby nie spróbować. Wtedy dowiedziałam się, że on kogoś ma - mówi Ewelina.

Niepijący Łukasz był wtedy na innym życiowym zakręcie. Poznał inną kobietę, chcieli być razem, mieli wspólne plany.

- Trwało to dłuższy pewien czas, aż ta dziewczyna, z którą byłem, też się nawróciła - opowiada Łukasz. - Wspólnie uznaliśmy, że nie można żyć w grzechu i lepiej będzie jak wrócę do żony. Pamiętam, że przegadaliśmy w samochodzie całą noc. Wtedy nadszedł czas decyzji - wspomina.

Randka po latach

Oboje przyznają, że powrót nie był łatwy, najpierw były kłótnie, różne trudne momenty. Mieszkali jeszcze osobno.

- To nie mógł być przypadek, że mój dziadek wygrał dwuosobową wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie. Podarował nam ten wyjazd i pojechaliśmy tam akurat w rocznicę ślubu, 29 stycznia. Mimo tego było trudno, trzeba było na nowo uczyć się siebie - opowiadają.

Po pewnym czasie znów zamieszkali razem.

- Ewelina bardzo się zmieniła, zeszła z niej cała złość, jest bardzo pogodna i radosna - mówi Łukasz.

- Łukasz zrezygnował z pracy, aby poświęcić się opiece nad Julką. Zajmuje się domem, potrafi nawet ugotować dobry obiad - śmieje się Ewelina.

Proście, a będzie wam dane

Odkąd zamieszkali razem, wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze. Pojawiła się druga córka - Marysia, która dziś ma już rok i dwa miesiące.

- Stan zdrowia Julki znacznie się poprawił, jest bardzo odpowiedzialna i samodzielna, a dawniej wymagała większej opieki. Nie boi się ciemności, chce sama spać w pokoju, bo wcześniej zasypiała tylko przy swojej mamie - wylicza Łukasz.

Oczywiście, do pełnej sielanki jeszcze daleko, ale oboje czują, że Bóg wciąż im pomaga.

- Modliliśmy się o większe mieszkanie i po dwóch tygodniach pewien człowiek sam się do nas zgłosił z propozycją zamiany kawalerki na duże mieszkanie na Michałowie - mówi Łukasz.

W podobny sposób udało im się zmienić samochód.

- Modliliśmy się o większy, bo do starego nie mieściliśmy się z wózkiem i chodzikiem Julki. Wkrótce udało się kupić niedrogo rodzinnego vana. Czy to nie prawda, że wiara czyni cuda? - pytają Ewelina i Łukasz Wieczorek.

ZOBACZ TEŻ: "Bóg w wielkim mieście". Książka Katarzyny Olubińskiej o gwiazdach, które odnalazły wiarę / DD TVN

Dostawca: x-news

Marcin Genca

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.