Remigiusz Poltorak

Neymar w PSG. Więcej niż futbol

Neymar nie jest już zawodnikiem Barcelony. Jego prawnicy wpłacili na konto klubu 222 mln euro. Wkrótce prezentacja w koszulce PSG Fot. fot. AFP/East News Neymar nie jest już zawodnikiem Barcelony. Jego prawnicy wpłacili na konto klubu 222 mln euro. Wkrótce prezentacja w koszulce PSG
Remigiusz Poltorak

Sport i polityka. To nieprawda, że katarski Paris Saint-Germain zapłaci za Neymara, jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, rekordowe 222 mln euro. Zapłaci dużo więcej, nawet pół miliarda. Taka jest cena, jaką mały emirat musi wyłożyć za manię wielkości i za... przeżycie.

Ale tak naprawdę nie tylko o astronomiczne kwoty tu chodzi, jakkolwiek to zabrzmi. One działają na wyobraźnię, wywołują zawroty głowy, a czasami wręcz niedowierzanie, że świat już całkowicie zwariował. Jednak w „transferze stulecia” jeszcze bardziej znamienne mogą okazać się dwie inne rzeczy, które na razie są na drugim planie, choć wkrótce będą miały pewnie ogromne znaczenie.

Pieniądze wydane na Brazylijczyka najprawdopodobniej zachęcą do uruchomienia lawiny transakcji, nawet jeśli nie zbliżonych wielkością, to przekraczających 100 mln euro, co dzisiaj jeszcze należy do rzadkości. Oznacza to, że futbol wkracza właśnie w kolejną, nową erę. Pęka bariera, która wydawała się nie do przekroczenia, bo o takich szaleństwach trudno było myśleć, a co dopiero je realizować. Teraz będzie łatwiej, bo są już prekursorzy. A mówiąc jeszcze dosadniej - najbardziej absurdalne klauzule, wywindowane do niebotycznych granic i stworzone właśnie po to, aby zniechęcić do transakcji, wylatują w powietrze.

WIDEO: Transfer Neymara do PSG rekordowy pod każdym względem. "W Barcelonie nigdy nie wyszedłby z cienia Messiego"

Źródło: TVN24

Ale jest też inna konsekwencja transferu Neymara z Barcelony do PSG. Jeszcze nigdy w historii kupno sportowca nie miało aż takiego podtekstu... geopolitycznego. Katarscy właściciele klubu z Paryża tak bardzo rozkręcili spiralę w ostatnich latach, tak bardzo chcieli zaistnieć na arenie międzynarodowej i pokazać nieograniczone możliwości finansowe (kupując m.in. piłkarski mundial w 2022 roku), że wpadli we własne sidła, gdy mania wielkości zezłościła ich arabskich sąsiadów. Od dwóch miesięcy Arabia Saudyjska i jej sojusznicy są de facto w stanie wojny z Katarem, próbując zmusić go wszelkimi sposobami, aby się tak nie wychylał.

Wojna sportowo-dyplomatyczna

Stawką w tej grze jest nie tylko utrzymanie przez Katarczyków mundialu za siedem lat - imprezy, za którą stoją gigantyczne interesy - ale jeszcze bardziej stabilizacja w jednym z najbardziej zapalnych rejonów świata, bo po stronie małego emiratu stanęły niearabskie kraje islamskie: Iran i Turcja.

Przypomnijmy, nawet jeśli były szef Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej, skompromitowany Sepp Blatter dobił targu w 2011 roku z emirem Kataru (w skrócie: „nie odbierzemy wam mundialu, ale Mohamed Ben Hammam, człowiek, który zajmował się kupowaniem głosów i kandydat w ówczesnych wyborach na szefa FIFA musi zrezygnować”) przez te wszystkie lata szejkowie żyją w mniejszej lub większej niepewności. Bardzo szczegółowo opisali to dziennikarze Sunday Times w znakomitej książce „The Ugly game” o mundialowej korupcji.

Neymar nie ma z tym oczywiście bezpośredniego związku, ale wydźwięk jego transferu idealnie wpisuje się w politykę soft power, którą szejkowie realizują od lat z godną podziwu skutecznością. Czy im to pomoże, nie wiadomo, ale w sztuce dyplomacji, którą praktykują, jest to niewątpliwie strzał „w dziesiątkę”, by nie powiedzieć „w okienko”.

Skoro już jesteśmy przy wojnach dyplomatyczno-sportowych, to trzeba też zwrócić uwagę na inne ważne elementy. Zaledwie trzy tygodnie temu przyjaciel Neymara Dani Alves też dał się skusić Katarczykom, wybierając PSG kosztem Manchesteru City, w który tony petrodolarów wkładają szejkowie z Emiratów Arabskich, zaciekli wrogowie Dauhy. Przekonała go propozycja rocznych zarobków w wysokości 14 mln euro.

Co więcej, linie lotnicze Qatar Airways nie tylko podpisały niedawno umowę partnerską z FIFA (wcześniej w takiej roli występowały... Emirates), ale kupno Neymara można też traktować jako ich słodką zemstę na Barcelonie, która nie przedłużyła z nimi intratnego kontraktu.

Dla wszystkich, którym trudno połapać się w tych rozgrywkach poza boiskiem, jeszcze jedna ciekawa informacja. W najbardziej tajne negocjacje przy rozmowach z Neymarem był bezpośrednio zaangażowany pośrednik z... Izraela, piłkarski agent Pini Zahavi, zwany w środowisku menedżerów szefem wszystkich szefów. Media wrogie Katarowi, z Arabii, z Emiratów i z Egiptu są przekonane, że dostał za to pośrednictwo dodatkowe 15 mln euro.

Co to wszystko oznacza? Rekordowy transfer 25-letniego Brazylijczyka wykracza daleko poza sport. W ogóle gdy rozbierzemy go na czynniki pierwsze, okaże się, że pewnie nigdy nie doszłoby do niego, gdyby nie kilka wyjątkowych okoliczności. Warto im się przyjrzeć.

Aby zrozumieć, jak to możliwe, że niemający wielu sukcesów Paris Saint-Germain jest w stanie rozbić bank, a przy okazji słynne trio z Barcelony Messi-Suarez-Neymar, ściągając Brazylijczyka do siebie, trzeba przede wszystkim cofnąć się o kilka lat. Do czasów, gdy katarscy szejkowie wymyślili sobie, że przy okazji bliskiej współpracy z Francją i przy pomocy prezydenta Sarkozy’ego zbudują w Paryżu nową potęgę. Wydatki nie grały żadnej roli, dlatego od 2011 roku pieniądze zaczęły lać się strumieniami. Jeden cel był nadrzędny. - W ciągu kilku lat chcemy wygrać Ligę Mistrzów - ogłosił już na początku prezes PSG Nasser al-Khelaifi, kiedyś tenisista, notowany na liście 1000 najlepszych zawodników na świecie, ale przede wszystkim bliski znajomy młodego emira Kataru Tamima al-Thaniego. Bez przesady można powiedzieć, że do promocji klubu z Paryża (i własnej) został zaangażowany aparat państwowy na niespotykanym poziomie.

Do tego potrzebne były wielkie nazwiska, a przynajmniej jedno z absolutnego topu. Przez cztery lata (2012-2016) zawodnikiem, który zapewniał paryżanom międzynarodową markę był Zlatan Ibrahimović. Ligi Mistrzów nie udało się jednak zdobyć, Szwed nie potrafił nawet ani razu doprowadzić kolegów do półfinału tych rozgrywek. W katarskiej stolicy, gdzie zapadają wszystkie strategiczne decyzje, uznano to za klęskę.

Jak narodził się paryski Neymar

Ale prawdziwa katastrofa miała dopiero nadejść. Po kompletnie nieudanych transferach w ubiegłym roku (ich symbolem został m.in. Grzegorz Krychowiak), gdy Ibrahimovicia nie zastąpił nikt z najwyższej półki, paryżanie w kompromitujących okolicznościach odpadli z europejskich pucharów, przegrywając w Barcelonie 1:6. Bardzo mocne uderzenie na rynku transferowym stało się koniecznością, wręcz warunkiem przeżycia, jeśli „projekt PSG” w katarskim wydaniu miał mieć jeszcze jakikolwiek sens.

Postawieni pod ścianą szefowie klubu i ich mocodawcy z Dauhy byli gotowi na każde szaleństwo, byle tylko znów znaleźć się w blasku reflektorów, zostać docenionym i sprowadzić piłkarza z Top 5 (w pewnym momencie poważnie rozważano Roberta Lewandowskiego), który nie tylko stałby się na kilka lat twarzą klubu, ale też dawał nadzieję na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Tak narodził się paryski Neymar.

Choć przyznajmy od razu - ten poród był wyjątkowo długi. Władze PSG już przed rokiem prowadziły zaawansowane i potajemne rozmowy z jego ojcem oraz z ówczesnym agentem Wagnerem Ribeiro. Co ciekawe, zgodnie z klauzulą odstępnego, aby wykupić brazylijskiego kapitana, trzeba było zapłacić 192 mln euro (z każdym rokiem cena miała wyraźnie rosnąć, stąd teraz kwota 222 mln, a za rok byłoby to już 250 mln euro), ale warunki, które postawił ojciec okazały się wtedy nie do przejścia. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodziło o kontrakt na poziomie 25 mln euro netto rocznie, zapłatę przez klub zaległych podatków Neymara, stworzenie sieci hoteli z jego nazwiskiem albo jeszcze podstawianie jeta na spotkania reprezentacji. Tak naprawdę jednak ojciec wykorzystał te negocjacje do... podpisania nowego, lepszego kontraktu z Barceloną.

Jak na ironię, dzisiejsze warunki wynegocjowane przez Neymara seniora z PSG nie są na pewno gorsze, bo wymieniana we francuskich i w hiszpańskich mediach kwota kontraktu to co najmniej 30 mln euro na rok. Netto. To z kolei oznacza, że po doliczeniu wszystkich podatków i prowizji klub będzie musiał wyłożyć na wynagrodzenie ok. 60-70 mln euro. Mówiąc wprost - jeśli sumę transferu (222 mln euro) podzielimy na pięć lat, bo taka ma być długość umowy i dodamy sumę kontraktu (plus 30 mln euro premii za sam podpis...), to wyjdzie, że roczny koszt utrzymania gwiazdy wyniesie ok. 120 mln euro! To więcej niż jedna piąta budżetu. Nie ma drugiego klubu, który by się zdecydował na takie ryzyko.

To najlepszy dowód, jak wielka jest determinacja Katarczyków. A wcale nie jest powiedziane, że kwota zawarta w klauzuli sprzedaży nie będzie jeszcze powiększona o podatek.

Ale ryzyko jest związane przede wszystkim z tzw. finansowym fair play, które przewiduje, że wydatki muszą być zabezpieczone odpowiednimi wpływami, a w ciągu trzech lat klub nie może mieć wyższych strat niż 30 mln euro. W 2014 roku paryżanie zostali już ukarani za nieprzestrzeganie zasad, więc władze europejskiego futbolu przyglądają im się ze szczególną uwagą. Jeśli teraz sztab adwokatów i finansistów zatrudnionych przez PSG znajdzie sposób, aby sprostać tym wymogom, będzie to „dzieło sztuki”, jak pisze kataloński „Sport”. Tu tkwi bowiem klucz do sfinalizowania tak skomplikowanej operacji, która wymusi całkowitą zmianę filozofii. Klub z Paryża będzie musiał najpewniej sprzedawać co roku piłkarzy za... kilkadziesiąt milionów euro.

Jest też jednak druga strona tego medalu. Patrząc na transakcję z punktu widzenia finansowego, można ją streścić w nowym słowie: Neymarketing. Oznacza bowiem nie tylko źródło dodatkowych wpływów z tytułu sponsoringu i praw telewizyjnych, ale też niespotykaną dotychczas ekspozycję w mediach społecznościowych.

Brazylijczyk ma dzisiaj na Facebooku 60 mln fanów, dwa razy więcej niż PSG...

W adaptacji w Paryżu pomogą mu koledzy z reprezentacji, przywołując niechybnie lata 90., gdy kolonia Brazylijczyków decydowała o największych sukcesach w historii PSG, ale w całym tym szaleństwie nie sposób pominąć motywacji najbardziej przyziemnej i indywidualnej.

Neymar był dotychczas wiernym żołnierzem przy Messim, ale zdał sobie sprawę, że kolejne przedłużenie kontraktu Argentyńczyka (do 2021, ze specjalną premią 50 mln euro) skazywało go na ciągłe bycie w cieniu. A on chce zdobyć wreszcie Złotą Piłkę. Przypomnijmy, co mówił po przyjściu do Barcelony. - Zawsze dążyłem do tego, aby osiągnąć główny cel, zostać najlepszym zawodnikiem na świecie.

Po klęsce PSG z Barceloną - do której najbardziej, o ironio, przyczynił się Neymar - pisaliśmy w marcu, że najnowsza historia francuskiego sportu zna przypadki odradzania się po wielkiej traumie i szybkiego wspinania się na szczyt. Czy w Paryżu znowu nadchodzi ten moment? Gwarancji nie ma.

Remigiusz Poltorak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.