Rak reżyserował, mistrz miał grać rolę. Gliwickie wspomnienie o Wojciechu Pszoniaku

Czytaj dalej
Fot. arc
Krzysztof Korwin-Piotrowski

Rak reżyserował, mistrz miał grać rolę. Gliwickie wspomnienie o Wojciechu Pszoniaku

Krzysztof Korwin-Piotrowski

Mam w pamięci wiele obrazów z Wojtkiem Pszoniakiem w Gliwicach. To było - obok Paryża - jego ulubione miasto. Jego przyjazdy do Gliwic zawsze były świętem dla nas, dla Wojtka i jego wspaniałej, pięknej żony Basi. Pojawiali się z pieskiem Leo i jeździli wspaniałym, białym kabrioletem Alfa Romeo - wspomina Krzysztof Korwin - Piotrowski, przyjaciel Pszoniaka. Wielki aktor zmarł 19 października w Warszawie.

Mistrz Wojciech Pszoniak nie żyje. Wspomnienie

Mam w pamięci wiele obrazów z Wojtkiem Pszoniakiem w Gliwicach. To było - obok Paryża - jego ulubione miasto. Jego przyjazdy do Gliwic zawsze były świętem dla nas, dla Wojtka i jego wspaniałej, pięknej żony Basi. Pojawiali się z pieskiem Leo i jeździli wspaniałym, białym kabrioletem Alfa Romeo. Początkowo nocował w eleganckim apartamencie w hotelu Royal. Polubił tamtejszą restaurację oraz wspaniałego kelnera z poczuciem humoru i fenomenalną pamięcią. Uwielbialiśmy tam tatara! A potem Wojtek nocował w Hotelu Diament Plaza przy ulicy Zwycięstwa.

Kiedy tydzień temu rozmawiałem z Basią, Wojtek siedział przy stole i wiedział, że telefonuję, ale był tak słaby, że nie mógł już mówić… A gdy kilka miesięcy temu zadzwonił do mnie z informacją, że ma raka, długo nie mogłem się otrząsnąć. Powiedział, że traktuje to jak swoje kolejne zadanie aktorskie, że ten rak jest jak reżyser, który ma jakiś plan, a on musi swoją rolę zagrać najlepiej, jak umie. Medytował, słuchał muzyki, układał pasjansa… Fascynowało go aktorstwo i umiał być bacznym obserwatorem własnych poczynań, równocześnie dokonując niesamowitej transformacji. To bardzo rzadka umiejętność – dlatego Wojtek był ogromnie ceniony już jako młody człowiek przez takich reżyserów jak Konrad Swinarski, Andrzej Wajda czy Zygmunt Hübner.

Zachwycali się nim także zagraniczni twórcy: Richard Dembo – twórca Oscarowego filmu szwajcarskiego „La Diagonale du fou” (Przekątna gońca), gdzie Pszoniak zagrał jedną z głównych ról (obok Liv Ullmann, Michela Piccoli i Daniela Olbrychskiego), Karel Reisz – reżyser brytyjskiego obrazu „The Deep Blue Sea” (Głębokie błękitne morze) czy Volker Schlöndorff – twórca Oscarowego „Blaszanego bębenka” według powieści Güntera Grassa. Zagrał w ponad 100 filmach.

A Gliwice przewijały się ciekawie w jego życiu. Poznałem go bliżej kilkanaście lat temu, gdy Paweł Gabara był dyrektorem Gliwickiego Teatru Muzycznego, a ja – szefem artystycznym od 2001 do 2016 roku. Zapraszaliśmy Wojtka na Gliwickie Spotkania Teatralne, ale także na Krakowski Salon Poezji Anny Dymnej w Gliwicach. Szczególnie zapamiętałem wieczór „Gliwice Różewicza”, który poprowadziłem z Wojtkiem Pszoniakiem po śmierci pana Tadeusza w 2014 roku. Wojtek nazywał Różewicza swoim „ojcem duchowym”. Kiedy miał 13 lat, zmarł jego tata i w pewnym sensie poeta zastąpił mu ojca. Spotykał się z nim, dawał mu do czytania swoje wiersze, prosił o wsparcie pomysłów artystycznych Studenckiego Teatru Poezji, działającego przy Politechnice Śląskiej. W STEP-ie zostały zrealizowane prapremiery sztuk Różewicza: „Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja” oraz „Spaghetti i miecz”. Wojtek aktywnie działał w tym teatrze jako aktor i reżyser, zanim poszedł na studia do krakowskiej PWST. Różewicz, który stał się kierownikiem literackim STEP-u, mieszkał z żoną Wiesławą, synami Kamilem i Jankiem oraz teściową w kamienicy bardzo blisko Operetki Śląskiej, przy ulicy Zygmunta Starego 28. Pszoniak pływał też z Różewiczem po jeziorze Kisajno na Mazurach…

Wojtek mieszkał z rodzicami i braćmi w bloku przy ulicy Arkońskiej 7 w Gliwicach, niedaleko Placu Krakowskiego. Nad nimi mieszkali Zagajewscy. Podobno gdy Adaś skakał po podłodze, to u Pszoniaków lampa się trzęsła.

Lubił kolacje w gronie przyjaciół, dobrą wódkę i śledzie. Te spotkania były dla niego równie ważne jak występy na scenie czy gra w filmach. One też zamieniały się w rodzaj teatru. Pojawiały się zabawne wspomnienia z czasów, kiedy strzygł psy, mył okna, grał na werblu w gliwickiej orkiestrze wojskowej, rozładowywał wagony towarowe, eksperymentował na Politechnice Śląskiej… Chodził do szkoły muzycznej w Gliwicach, gdzie uczył się gry na skrzypcach. Później grał też na klarnecie i saksofonie, dojeżdżając do średniej szkoły muzycznej, skąd zapamiętał go Maciej Niesiołowski. Grywał w gliwickim klubie jazzowym. Występował w „Gwarku” na rynku i w „Spirali” należącej do Politechniki Śląskiej.

Wojtek przyjaźnił się między innymi z Wiesławem Gawrysiem, filmowcem i bardzo dobrym fotografikiem. Razem zrealizowali zabawny film w formie slapstickowej: „Wakacyjne przygody Wojciecha Pszoniaka”. Spotykał się też chętnie z Tadeuszem Wojarskim, prezesem Gliwickich Zakładów Urządzeń Technicznych, u którego oglądaliśmy w odlewni pomniki Jana Pawła II i innych świętych.

Był zafascynowany Ruinami Teatru Miejskiego w Gliwicach, ale też zachwycił się zrewitalizowaną przestrzenią loftów niedaleko mieszkania Różewicza. Bardzo podobało mu się Muzeum – Willa Caro, gdzie zwiedził w 2010 roku znakomitą wystawę poświęconą ludziom przybyłym ze Lwowa i okolic (po której oprowadzał nas dyrektor Grzegorz Krawczyk). Ta sekwencja z Muzeum weszła do mojego filmu.

W 2009 roku odbyła się premiera mojego dokumentu „Gliwickie lata Tadeusza Różewicza”, w którym Wojtek również wystąpił. Pokazywałem go między innymi w Berlinie, Warszawie, Wiedniu, Edmonton i Nowym Jorku. Udało się przekonać ówczesnego prezydenta Zygmunta Frankiewicza i Radę Miasta do sfinansowania także produkcji filmu o Wojciechu Pszoniaku. Duża w tym była również zasługa Pawła Gabary, Piotra Popiela i Moniki Grzeczyńskiej. Zaangażowaliśmy wiele osób z Gliwickiego Teatru Muzycznego, ponieważ film był fabularyzowany. Ogłosiłem casting do ról epizodycznych. Zdjęcia realizowałem razem z Mieczysławem Chudzikiem w Gliwicach, Warszawie, Paryżu i Lozannie. Wymyśliłem tytuł „Z Gliwic do Paryża – Wojtek Pszoniak”.

Przybył tu ze Lwowa jako 3-letni chłopczyk, zawszony, w wagonie towarowym, w strasznych warunkach. Jego dzieciństwo nie było wesołe. Miał nerwową matkę, która czasem zamykała go w pokoju, a on wtedy wystawiał nogi, siadając na parapecie okna. Bywał w Operetce Śląskiej, gdzie oglądał spektakle operowe i operetkowe, ale także gościnne przedstawienia Teatru Śląskiego z Gustawem Holoubkiem. Wspominał też panią „śledzikową”, która miała stragan z rybami i pamiętał, jak w piwnicy na Arkońskiej były hodowane gęsi na foie gras z wątróbek. Podkochiwał się w słynnej kostiumograf Barbarze Ptak, która mieszkała na Arkońskiej po drugiej stronie ulicy. Lubił też wieżę gliwickiej radiostacji, która przypominała mu wieżę Eiffla.

Premiera filmu w listopadzie 2010 roku w gliwickim Kinie Amok odbyła się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Camera Silesia”. Później mieliśmy też pokazy na festiwalach filmowych i warszawską premierę w Kinie Kultura, po której podczas bankietu Wojtek stuknął się ze mną kieliszkiem czerwonego wina i zaproponował przejście na „ty”. Od tego czasu staliśmy się przyjaciółmi. Film był emitowany ponad 20 razy na ogólnopolskiej antenie TVP, w tym tygodniu 5 razy. Jest też dostępny na YouTube. Wystąpiło w nim wiele sławnych osób, m.in.: Andrzej Wajda, Daniel Olbrychski, Andrzej Seweryn, Olgierd Łukaszewicz, Anna Polony, Elżbieta Penderecka, Małgorzata Braunek, Barbara Ptak, Krystyna Zachwatowicz, Jerzy Trela, Jerzy Hoffman...

W 2012 roku z inicjatywy „Dziennika Zachodniego” (szczególnie Marleny Polok-Kin) i Gliwickiego Teatru Muzycznego Wojtkowi został przyznany tytuł Honorowego Obywatela Gliwic. Zorganizowałem mu benefis na scenie teatru dokładnie w jego 70. urodziny. Przewieźliśmy go po starówce razem z Basią pięknym starym samochodem (który na rynku uderzył w studnię, ale na szczęście nie było to groźne). Wieczorem Grażyna Torbicka poprowadziła galę, w której wystąpiło wielu artystów GTM, orkiestra, chór, balet i soliści: Wioletta Białk, Małgorzata Długosz, Maria Meyer, Lothar Dziwoki, Krystian Krzeszowiak, Marcin Wyrostek i wspaniały dyrygent Maciej Niesiołowski. Na kanapie na scenie zasiedli: Olgierd Łukaszewicz, Jerzy Fedorowicz i piszący te słowa. Było dowcipnie i miło. Wojtek bardzo się wzruszył, kiedy z rąk prezydenta Zygmunta Frankiewicza odbierał tytuł Honorowego Obywatela. A rok później czytał fragment ewangelii na moim ślubie z Joanną w Radzionkowie i bawił się na naszym weselu. Polubił naszego syna Wojtusia i podarował mu na chrzciny piękny prezent ze srebra. Mieliśmy też miłe epizody w Paryżu, Warszawie i Łodzi, ale to już temat na inną opowieść.

O autorze: Krzysztof Korwin-Piotrowski - dziennikarz, teatrolog, krytyk, menedżer kultury, reżyser teatralny i telewizyjny, komentator muzyczny, dyrektor artystyczny Fundacji Orfeo im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie, redaktor naczelny portalu muzycznego ORFEO oraz twórca kanału internetowej telewizji Orfeo.TV, wykładowca akademicki na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego, laureat nagród filmowych oraz medalu „Gloria Artis” przyznanego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Krzysztof Korwin-Piotrowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.