Policja w czasie epidemii koronawirusa. "Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy szeregowy policjant wypisuje mandat szefowi polskiego rządu"

Czytaj dalej
Fot. Adam Jankowski
Dorota Abramowicz

Policja w czasie epidemii koronawirusa. "Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy szeregowy policjant wypisuje mandat szefowi polskiego rządu"

Dorota Abramowicz

Głównym problemem polskiej policji jest kwestia budowy zaufania. Tego nie robi się w jeden dzień lub miesiąc, to są lata. Obecna sytuacja sprawia, że obywatele nabierają nieufności do policji i do działań, które policja prezentuje. Żyjemy w nieciekawych czasach. Czuję się, jakbym zasnął i obudził się czterdzieści lat wcześniej, kiedy to milicjant był najważniejszy na ulicy i każde krzywe spojrzenie mogło skończyć się trybem przyspieszonym. Mamy teraz sytuację kuriozalną - na podstawie niekonstytucyjnych przepisów jesteśmy karani w drodze postępowania administracyjnego przez sanepid wysokimi grzywnami. Bez sądu. Między innymi dlatego obawiam się, że zaufanie do polskiej policji, przez lata budowane, może lec w ruinie - mówi mecenas Konrad Kornatowski, w 2007 r. Komendant Główny Policji, obecnie adwokat

Odszedł pan z policji przed 11 laty .Czy współczuje pan dziś policjantom?
Trudno tu mówić o współczuciu, policja nadal pełni służebną funkcję w stosunku do społeczeństwa. A co do obecnej sytuacji w kraju, no cóż... Policjanci powinni się jakoś w niej znaleźć.

Może być kłopot. Wraz z pojawieniem się epidemii zamiast o ściganiu przez policjantów przestępców, coraz częściej słyszymy o łapaniu rowerzystów, karaniu demonstrantów w maseczkach i pałowaniu protestujących przedsiębiorców. Mówi się wręcz o wciągnięciu policjantów w działania polityczne.
Trudno mówić o działaniach czysto politycznych. Każda władza, szczególnie w systemach o słabo wykształconych korzeniach demokratycznych ma „ciągotki” do omijania procedur i w konsekwencji nadużywania prawa do celów sprzecznych z Konstytucją. Zacznijmy od tego, że interpretacja obecnego porządku prawnego sprawia poważne problemy nie tylko wykształconym, praktykującym prawnikom, ale także powszechnie uznawanym za autorytety dydaktykom, profesorom, konstytucjonalistom. Wprowadzone w ostatnim czasie przepisy (tzw. TARCZA) są wewnętrznie sprzeczne, a także są sprzeczne z Konstytucją, co powoduje, że nie wiadomo, jak je tłumaczyć. W bałaganie prawnym wiele ustaw jest niezgodnych z ustawą zasadniczą i znalezienie prawidłowej interpretacji czasem wręcz bywa niemożliwe. W tej  naprawdę trudnej sytuacji policjant, który  zna prawo w ograniczonym zakresie (niezbędnym do wykonywania powierzonych czynności służbowych) , często nie wie, jak ma się zachować i jak egzekwować obowiązujący porządek prawny. I nie mówię tu tylko o sprawach związanych z epidemią i polityką. Przykładem jest podpisana przez niedawno przez prezydenta ustawa antyprzemocowa, która dała policjantom nowe uprawnienia, pozwalające na wydanie natychmiastowego nakazu opuszczenia mieszkania przez sprawcę przemocy w rodzinie.

Rozmawiałam z doświadczonym pracownikiem społecznym, który twierdził, że nie zazdrości policjantom nadania uprawnień, które wcześniej były w gestii sądu..
I miał rację. Żal mi każdego policjanta, któremu przyjdzie podejmować taką decyzję, zwłaszcza że godzi ona głęboko w prawa gwarantowane Konstytucją. Zarówno sprawca, jak i potencjalna ofiara mogą manipulować funkcjonariuszami, za którymi nie stoi jednoznaczny, przejrzysty przepis prawny. Pozostaje im więc o stanie twardo przy ustawie i w konsekwencji podejmowanie trudnych , często kontrowersyjnych decyzji . Zrzucenie na barki policjanta takiej odpowiedzialności uważam za zbyt daleko idące.Pomijając w tym miejscu problem spoczywający na barkach policjanta, należy brać pod uwagę obywatela, który arbitralnie (bez sądu) zostanie wyrzucony na przysłowiowy bruk.

Jaką wiedzę prawniczą mają policjanci?
Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Policjant w służbie prewencyjnej, z którym teoretycznie obywatel ma najwięcej do czynienia, dysponuje wiedzą na podstawowym poziomie, czyli taką, która odpowiada potrzeba wynikającym z zadań służbowych Z kolei funkcjonariusz z wydziału dochodzeniowego ma najczęściej perfekcyjnie opanowane przepisy z zakresu kodeksu postępowania karnego i kodeksu karnego, a policjanci z wydziału ruch drogowego powinni być ekspertami z wiedzy dotyczącej prawa o ruchu drogowym, wykroczeń w ruchu drogowym i stosowania tych przepisów.

Na jednym z krążących w sieci filmów z 23 maja widać, jak policjant próbuje wylegitymować pod Pałacem Kultury mężczyznę. Ten odmawia, pokazując ustawę o policji i przedstawiając kolejne argumenty prawne. Ostatecznie przełożony młodego funkcjonariusza decyduje o zatrzymaniu obywatela. Takie obrazki podważają zaufanie do policjantów?
Przepisy nie przewidują legitymowania obywatela tylko dlatego, że w pobliżu miejsca, gdzie stoi,  odbywa się demonstracja. Jest to działanie niezgodne z prawem, które nie powinno w ogóle mieć miejsca.  Policjanci, którzy zachowują się tak, jak osoby na przywołanym przez panią filmie, są nie do końca przeszkoleni i nie znają przepisów prawa. Mało tego, można domniemywać, że dopuścili się przekroczenia uprawnień . Bezpodstawne zatrzymanie obywatela (jak to miało miejsce w materiale, o którym pani wspomina) stanowi delikt bezprawnego pozbawienia wolności. Może finalnie sprowadzić na policjanta odpowiedzialność karną i dyscyplinarną, a także może doprowadzić do powstania roszczeń (wobec skarbu państwa) odszkodowawczych za bezprawne pozbawienie wolności.

Policjant nie wie, jakie mogą być konsekwencje?
Przełożeni wymagają od nich określonych działań i koło się zamyka. Ponadto  w obecnej sytuacji społecznej emocje po jednej i drugiej stronie są olbrzymie, dochodzi więc  do niepotrzebnej eskalacji działań. Warto przypomnieć - artykuł 14 i 15 ustawy o policji mówi, że wylegitymować obywatela można w celu rozpoznania, zapobiegania oraz wykrywania sprawców przestępstw i wykroczeń, ustalania świadków zdarzeń powodujących naruszenie porządku publicznego lub bezpieczeństwa, a także między innymi w celu poszukiwania osób zaginionych i ukrywających się przed wymiarem sprawiedliwości. Policjant żądający dokumentów od obywatela stojącego na ulicy powinien znać te przepisy i mieć świadomość konsekwencji ich użycia. Czyli -naruszenia prawa do wolności. Nie ma czegoś takiego, jak zatrzymywanie  dla zatrzymywania  i legitymowanie dla legitymowania. Musi to być spowodowane konkretnym zdarzeniem odpowiadającym warunkom zawartym w dyspozycji  art. 15 ustawy o policji.

Ale co ma zrobić policjant, który dostaje polecenie od przełożonego, by spisać kobietę samotnie jeżdżącą rowerem pod siedzibą radiowej Trójki? Czy może powiedzieć - szefie, nie zrobię tego?
Moim zdaniem - tak. Inaczej bierze na siebie odpowiedzialność za wykonywanie rozkazów, które są sprzeczne z prawem. Ustawa o policji mówi wyraźnie, jak ma postępować funkcjonariusz,który nie zgadza się z poleceniem wydanym przez przełożonego. I tu znów kłania się znajomość ustawy o policji.

Trudno wymagać od młodego policjanta oddziału prewencji, by walczył z szefem na argumenty prawne.

Wiemy, że policja jest instytucją hierarchiczną, w której działa się na rozkaz, a odwołanie od decyzji przełożonego bywa problemem. Policjanci  muszą jednak pamiętać, że sytuacja polityczna może odwrócić się tak, jak to było w 1990 roku. Wahadło ma to do siebie, że wraca. Wraca też pytanie,dlaczego takiego niewyszkolonego, młodego człowieka wysyła się na ulicę i każe mu się podejmować określone czynności prawne? Jeśli ktoś zgłasza się na służbę do policji, kierowany jest na szkolenie podstawowe i skoszarowany np.  w Piasecznie. U takiego młodego człowieka cały autorytet , który powinien reprezentować , sprowadza się jedynie do orzełka na czapce i policyjnej pałki, albowiem nie osiągnął jeszcze poziomu wiedzy i doświadczenia, który jest niezbędny policjantowi przy kontaktach z obywatelem. I wysyła się tak nieobytego policjanta na akcję przeciw demonstrantom. Można porównać to do pielęgniarki zaraz po szkole, która nagle  musi zacząć asystować podczas skomplikowanej operacji.

Jak w czasie, gdy był pan komendantem głównym policji, traktowano protestujących obywateli?

W 2007 r.odbywał się protest pielęgniarek, które założyły Białe Miasteczko pod Kancelarią Premiera. Zablokowały  jedną z głównych arterii Warszawy i całe miasto było „wściekłe” stojąc w korkach. Policjanci musieli „zepchnąć” dziewczyny z ulicy na chodnik.. Mimo tego nie było żadnych zapalnych sytuacji, gazu,pałek. Pielęgniarki częstowały policjantów w ciepłe dni wodą, a policjanci nie wypisywali im mandatów za blokowanie jezdni.

Mówi się, że im słabsza władza, tym brutalniejsza policja.
To już nie jest czas na brutalną policję. Obywatel ma prawa, które nie zostały zawieszone i może szukać sprawiedliwości. Konstytucja nadal obowiązuje.  Chciałbym zwrócić uwagę na jeden interesujący aspekt - cały czas rozmawiamy o sytuacji w innych, poza Pomorzem regionach kraju. U nas nawet w marcu-kwietniu, gdy obowiązywały najbardziej restrykcyjne obostrzenia, i później, po wprowadzeniu obowiązku nakładania maseczek,, nie słyszałem o tym, by policjanci mocno przyczepiali się do obywateli.  Nikt nie ganiał rowerzystów, nie nakładano masowo wysokich kar, a jednak był porządek. To pokazuje,że jeśli chcesz, to możesz w sposób kulturalny  i stanowczy nad wszystkim zapanować. Ponadto stając przeciw obywatelowi trzeba wiedzieć, że miecz tnie w obie strony. Brutalne zachowania policji wobec protestujących rodaków mogą za jakiś czas odbić się na Bogu ducha winnych funkcjonariuszach, którzy łapią prawdziwych przestępców. Przy czym za te brutalne działania odpowiadają w głównej mierze przełożeni, wydający rozkazy użycia gazu pieprzowego czy pałki.

Okres epidemii i nadciągający kryzys nie tylko w Polsce zmienił nastroje społeczne, sprawiając, że w wielu środowiskach, grupach zawodowych rośnie niezadowolenie, zapowiadane są kolejne protesty. Jaka policja powinna być  najlepszym lekiem na ten gorący czas?
Na pewno nie taka, jaką reprezentuje nieprzygotowany policjant, dyskutujący z obywatelem na ulicy. Tego typu sytuacja, przy założeniu, że funkcjonariusz nie do końca zna swoje uprawnienia, prowadzi do napięcia. Jeśli policjant zatrzymuje kogoś np. za kradzież, nie podejmuje z zatrzymanym dyskusji. Mówi - obywatelu, zostałeś zatrzymany na gorącym uczynku przestępstwa. Jeżeli jednak funkcjonariusz podejmuje czynności, co do których nie ma pewności czy są zgodne z prawem i wykazuje się brakiem profesjonalizmu, wdając się w dyskusję, powoduje czynnik zapalny. Agresja zawsze rodzi agresję. Agresja słowna osoby zatrzymanej, skierowana do policjanta, w jakimś momencie może spowodować jego reakcję. Wystarczy iskra.To są podstawy psychologii. Tylko sytuacja, w której policjant jest pewny prawa, na bazie którego dokonuje określonych czynności sprawi, że nie dojdzie do eskalacji. Postawienie z jednej strony nie znającego prawa funkcjonariusza, a z drugiej obywatela doskonale zorientowanego w ustawie o policji oznacza problem oraz  wstyd  tylko i wyłącznie dla policji. Nic więcej.

Niektórzy nie chcą narażać się na ten wstyd. Media donosiły o 80 policjantach z wrocławskiego oddziału prewencji, którzy na wieść o wysyłaniu ich na protest przedsiębiorców, wzięli zwolnienia lekarskie. To dobre rozwiązanie?
Dla mnie to nie jest wyjście.W tym momencie wchodzimy na zupełnie inny obszar dyskusji.Musimy zadać sobie pytanie - czy policjant jest naprawdę chory i czy zwolnienie było słuszne. Nie jestem do końca zwolennikiem tego typu działań, które są ucieczką w tzw.szarą strefę. Czym innym byłoby np. wzięcie urlopów przez funkcjonariuszy.

Co więc robić, by policjanci masowo nie  chorowali?
Wracamy do głównego problemu polskiej policji - kwestii budowy zaufania. Tego nie robi się w jeden dzień lub miesiąc, to są lata. Obecna sytuacja sprawia, że obywatele nabierają nieufności  do policji i do działań, które policja prezentuje. Trzeba przy tym przyznać, że żyjemy  w nieciekawych czasach. Zauważyłem, że moje życie zatacza koło. Czuję się, jakbym zasnął i obudził się czterdzieści lat wcześniej, kiedy to milicjant był najważniejszy na ulicy i każde krzywe spojrzenie mogło skończyć się trybem przyspieszonym. Mamy teraz sytuację kuriozalną - na podstawie niekonstytucyjnych przepisów jesteśmy karani w drodze postępowania administracyjnego przez sanepid wysokimi grzywnami. Bez sądu. Między innymi dlatego obawiam się, że  zaufanie do polskiej policji,  przez lata budowane, może lec w ruinie.

W jaki sposób zacząć je odbudowywać?

Trudne pytanie. Jest to przekonywanie każdego dnia obywatela, że policjant jest po jego stronie. Ma za zadanie go chronić i  naprawdę tak  czyni. Tymczasem mamy do czynienia z niezbyt przemyślanymi akcjami, na temat których trudno mi się wypowiadać, nie znając kulisów.A jak już mówiłem - każda akcja rodzi reakcję. Jeśli jako komendant lub minister spraw wewnętrznych wydam polecenie, by policja nie dopuszczała do przemarszu przedsiębiorców lub podejmowała interwencje w stosunku  do osób, które w sposób pokojowy, z godnie z prawem wynikającym z konstytucji demonstrują swoje przekonania, doprowadzę do eskalacji, sprawiając, że policja stanie się naturalnym wrogiem obywatela. Uzna on, że policja nie jest po to, by go chronić, ale by go gnębić.

Jak więc reagować na kolejne demonstracje?

Mając informację o pokojowym przemarszu ulicami miasta żadnym problemem jest jego zabezpieczenie. Dajmy ludziom przejść, wykrzyczeć się, zademonstrować swoją frustrację i niezadowolenie.  Póki nie ma demolowania sklepów, jak  to  dzieje się w Stanach Zjednoczonych, mają do tego pełne prawo, bo czas jest ciężki. Policja powinna być neutralna w stosunku do tego, co  się dzieje, ma chronić życie i zdrowie  obywatela  oraz ład i porządek publiczny. Tymczasem wykorzystuje się ją do działań niezgodnych z Konstytucją, bo większość tych rozporządzeń ograniczających prawa obywatelskie zdaniem niezależnych prawników nie ma podstawy prawnej.

Niech pan powie to ludziom, którzy po  wniosku policjanta decyzją sanepidu muszą zapłacić 30 tys.złotych  kary.

Sanepid wymierza tak wysokie kary poza drogą sądową,  a pieniądze egzekwowane są natychmiast. Bez prawa do obrony, przesłuchania świadków, wyłącznie na podstawie policyjnej notatki,. Jest to sytuacja niedopuszczalna! Mamy, przynajmniej na papierze, określony system prawny i nie może być tak,że obywatela  karze się poza tym systemem. Gdyby choć wprowadzono jeden ze stanów nadzwyczajnych przewidzianych przez konstytucję, można by było na tej podstawie zawiesić niektóre prawa obywatelskie. Nie zrobiono tego, a jednak nasze prawa zostały uszczuplone. Nie żyjemy już w 1970 czy 1981 roku. W 2020 roku świadomość społeczna jest znacznie większa, niż wtedy. Mamy Internet, Facebooka i nie jest to już społeczeństwo, które sobie pozwoli odbierać z trudem zdobyte po latach funkcjonowania w PRL prawa .

A może by zacząć od równego traktowania przez policję wszystkich obywateli?  Premier Rumunii sfotografowany bez maseczki zapłacił grzywnę za nieprzestrzeganie obostrzeń związanych z pandemią. Nasz premier sfotografowany na spotkaniu w kawiarni bez maski, na dodatek nie znający wprowadzonych przez swój rząd restrykcji, mandatu nie dostał. Chciałabym doczekać czasów, gdy polski policjant nie będzie bał się wręczyć mandatu każdemu, kto nie uszanuje prawa.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy szeregowy policjant wypisuje mandat szefowi polskiego rządu. To coś nierealnego. Niestety, choć polskie narodowe ego jest bardzo wybujałe,równocześnie  przy wspomnianej już wyższej świadomości społecznej nadal jesteśmy społeczeństwem mało obywatelskim. W naszej kulturze prawnej mamy do czynienia z arogancją władzy. Działa to demobilizujaco i demoralizująco  na wszystkich.

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.