Język nie tylko werbalny, czyli pogadać ze swoim zwierzakiem

Czytaj dalej
Fot. brak
Dorota Kowalska

Język nie tylko werbalny, czyli pogadać ze swoim zwierzakiem

Dorota Kowalska

Zwierzęta rozmawiają z nami cały rok. Na różne sposoby. Czasami wydają głos – szczekają albo miauczą, czasami podkulają ogon, czasami tylko patrzą. My też przemawiamy do nich w naszym ludzkim języku, a one wiele z tych słów rozumieją.

Irena, lat 57, właścicielka Rokiego, pięknego 13-letniego mieszańca, którego wypatrzyła razem z rodziną w schronisku dla zwierząt.
- Mówię do niego od rana do nocy. Co rano słyszy ode mnie: „Dobra, stary, wstajemy”, wtedy on się przeciąga i pełznie po swojej części łóżka w moją stronę. Następnie wygłaszam jakiś komplement, najczęściej: „Najpiękniejszy z wszystkich psów”, co jest najprawdziwszą prawdą. „Głasku prasku” i po chwili łapiemy pion, to znaczy ja łapię, on przez chwilę jeszcze myśli, czy warto. Wynurzamy się z sypialni – opowiada.
Potem głos zabiera pies, czyli Roki – komunikuje jej, gdzie jest ptak, gdzie mucha, a gdzie jego ulubiony sąsiad. Rozumie go, więc otwiera drzwi z właściwej strony. Po szybkim śniadaniu mówi swojemu psu coś, co niezmiennie wprawia go w euforię: „Idziemy na wycieczkę”, czasem, zakładając szelki, rymuje „Bierzemy pimpka w teczkę”, a kundel z radości kręci się wokół własnej osi. Na spacerze nie rozmawiają za dużo, ale „Dobry pies” zawsze rzuci w przestrzeń. To go cieszy, naprawdę.
- Przed wyjściem z domu mówię Rokiemu o moich planach. Kiedy słyszy, że idę do pracy albo po zakupy lub do apteki, ostentacyjnie kieruje się w stronę kanapy. Jeśli zdradzam, że idę do sąsiadów, patrzy z zainteresowaniem, jakby chciał się dowiedzieć, do których. Wtedy rzucam niedbale: „Ale ty ze mną nie idziesz”. „Ok” - zdaje się odpowiadać i odchodzi w kierunku sypialni – streszcza Irena.
Kiedy w domu mieszkało ich więcej, po powrocie za każdym razem wysłuchiwała opowieści Rokiego o tym, jak to był fatalnie traktowany pod jej nieobecność. Jak do dziecka, mówiła wtedy, że go rozumie, że zaraz z pozostałymi domownikami o tym porozmawia i na pewno się poprawią. Odkąd zostali sami, nie opowiada jej niczego. Chyba wie, że nie ma, na kogo zwalić winy.
Naukowcy z Kanady przeprowadzili ankietę wśród stu sześćdziesięciu pięciu właścicieli różnych ras psów. Pytania dotyczyły słów i wyrażeń, które rozumieją ich zwierzęta. Po przeanalizowaniu wyników okazało się, że czworonogi rozumieją średnio osiemdziesiąt dziewięć słów, a jeden z pisaków, niezwykle zdolny „językowo”, jest w stanie zrozumieć ponad dwieście komunikatów. Nasi pupile rozumieją komendy, które im wydajemy, reagują na swoje imię, a większość zachowywała się też adekwatnie do poleceń.
Według ankietowanych właścicieli najzdolniejsze rasy, to owczarek australijski, border collie, owczarek niemiecki, biszon kędzierzawy, cavalier king charles spaniel i chihuahua.
– Ze względu na swoją historię ewolucyjną i bliskie związki z ludźmi psy pasterskie i towarzyszące nauczyły się reagować na ludzkie sygnały werbalne i niewerbalne na poziomie nieporównywalnym z innymi – tłumaczą autorzy badań.
Jak dodają, umiejętność reagowania na sygnały komunikacyjne ma kluczowe znaczenie dla ról, jakie psy odgrywają w naszym życiu. Co ciekawe, wyniki badań są spójne z poprzednimi sugerującymi, że czworonogi sprawniej reagują na polecenia, niż zakazy.
Stanley Coren z Psychologist (University of British Columbia) uważa, że „zdolności umysłowe psa są pod niektórymi względami zbliżone do zdolności dziecka w wieku około dwóch lat.” Oznacza to, że pies będzie w stanie odczuwać wszystkie podstawowe emocje: radość, strach, złość, wstręt czy nawet miłość. Coren zbadał psychikę dwustu ośmiu psów wyselekcjonowanych w USA i Kanadzie. Jego zdaniem psy nie tylko rozumieją wiele naszych słów, ale też potrafią nauczyć się liczyć do czterech lub do pięciu. Z kolei dr Robert Young z Brazil`s Pontifical Catholic University od Minas Gerais w Beli Horizonte twierdzi, na podstawie długofalowych badań nad zdolnościami matematycznymi psów, że psy potrafią liczyć przynajmniej do dziesięciu. Dr Young zakłada, że przodkowie psów żyjący w stadach dzięki umiejętnościom liczenia mogły ustalać ilość sprzymierzeńców i wrogów w stadzie.
Ada, lat 40, całe życie z psami. Były z nią w dzieciństwie i potem w dorosłości.
- Kiedyś przeczytałam, że przeciętny pies rozumie około dziewięćdziesiąt słów, a te wybitne nawet dwieście, zwłaszcza, jeśli są trenowane. Moja mała Mysza niespecjalnie lubiła trenowanie, ale myślę, że przebiła tych dwieście słów. Z nią właściwie dawało się rozmawiać! To był mały kundelek, ale bardzo zapatrzony w ludzi. Na dodatek, zwłaszcza, gdy byłam z nią sama w domu, po prostu do niej mówiłam, bo zawsze kręciła się gdzieś pod nogami. „Obiorę teraz ziemniaki, a potem marchewkę” - po tym ostatnim słowie Mysza już czekała na swój kawałek, bo uwielbiała to warzywo. Kiedy przychodziła do mnie i widać było, że czegoś chce, pytałam: „A ty chcesz na spacer, czy dać ci kość?” Gdy chciała kość, biegła truchtem do kuchni i siadała naprzeciwko szuflady, w której były jej smakołyki – Ada wybucha śmiechem na te wspomnienia.
Może nie były to pełne dialogi, ale czasem, gdy mówiła coś bardziej skomplikowanego, miała wrażenie, że Mysza wiedziała, o co jej chodzi. I tak, gdy na przykład zapowiadała ciąg mających nastąpić zdarzeń, typu: teraz idziemy na spacer, potem idę do sklepu, a potem jedziemy samochodem, to ona czekała już na tę jazdę autem, bo ją uwielbiała.
- Dużo mówi się też o empatii, jaką mają psy. Potwierdzam. Kiedy byłam smutna, Mysza starała się mnie rozbawić. Albo przynosiła piłkę do rzucania, albo szturchała moją rękę, żeby ją głaskać. Machała przy tym ogonem i jakby śmiała się pyskiem. Kiedyś rozmawiałam przez telefon i ktoś powiedział coś, co sprawiło mi dużą przykrość. Bardzo starałam się to ukryć przed osobą, która była wtedy ze mną. I chyba mi się udało. Ale Mysza, która spała na dywanie, raptem się przeciągnęła, wskoczyła do mnie na sofę i się przytuliła – ot takie ma wspomnienia.
Do tego miała Mysza miała naprawdę upiorny charakterek. Kradła skarpetki i rękawiczki, żeby je z upodobaniem tarmosić i szarpać na strzępy. To było dość komiczne, kiedy zaszywała się pod łóżko i powarkiwała – od razu było wiadomo, że ma tam jakiś łup. Nie znosiła się też kąpać i być mokra – może dlatego, że miała dość długie futerko. Ada do dziś zgaduje, skąd wiedziała, że czas jej kąpiel nadchodzi – wtedy również dawała nurkowała pod łóżko i nie można jej było spod niego wywabić nawet kawałkiem arbuza lub ryby, za którymi przepadała. Jeśli zaś do kąpieli szykował się człowiek – nie reagowała zupełnie. Jakoś potrafiła wywnioskować ze znaków, kto będzie zaraz mokry.
Podobnie było z samochodem. Kiedy Ada wybierała się sama na zakupy lub do pracy, Mysza pozostawała obojętna, szła spać. Ale kiedy – w jakiś swój tajny psi sposób, bo właścicielka nic jej nie mówiła – zrozumiała, że ona też jedzie, wpadała w totalny amok, nim jeszcze Ada sięgnęła po smycz. Do dziś nie wie, jak jej towarzyszka wyczuwała, że nadchodzi czas samochodowej wycieczki.
- Myślę, że my, ludzie, nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo psy potrafią czytać nasze zachowanie. Wykonujemy setki drobnych gestów, a one je rozpoznają i wiedzą, co się dalej stanie. Ot, taka tajemnica ludzko-psiej egzystencji – mówi na koniec.
Badania opublikowane w 2016 roku w magazynie „Biology Letters” wskazują, że psy potrafią rozpoznawać emocje zarówno u ludzi, jak i u innych zwierząt, wykorzystując do tego wzrokowe i słuchowe bodźce. Do tej pory naukowcy udokumentowali podobną umiejętność u szympansów i makaków. Już wcześniej wiedzieliśmy, że psy potrafią rozpoznać wyraz twarzy człowieka oraz utożsamić dźwięki z konkretnymi stanami emocjonalnymi. Autorzy tego badania poszli o krok dalej i udowodnili, że psy potrafią rozpoznać w całości stan emocjonalny człowieka. Na czym polegało badanie? Na pokazywaniu psom zdjęć i puszczaniu odpowiednich dźwięków. Każde zdjęcie zestawiano z dźwiękiem, który albo pasował do wyrazu twarzy na zdjęciu albo nie. Naukowcy zaobserwowali, że psy dłużej przyglądały się zdjęciom, które były właściwie skojarzone z dźwiękiem. To właśnie zinterpretowano jako umiejętność rozpoznania stanów emocjonalnych. Psy, które uczestniczyły w badaniu nie przeszły wcześniej żadnego treningu, więc nie znały prezentowanych zdjęć. Ale też, umówmy się, wszyscy właściciele czworonogów doskonale wiedzą, że te świetnie odczytują język ludzkiego ciała, ale także ich emocje. Kiedy płaczemy, próbują nas pocieszać, kiedy się cieszymy, cieszą się razem z nami. Wyczuwają ludzki strach i stres, wtedy czują zapach wydzielanej przez nas adrenaliny. Zdaniem naukowców w toku ewolucji psy zaczęły wykorzystywać obecność człowieka jako wsparcie dla siebie szczególnie w trudnych sytuacjach. Dlaczego umiejętność rozpoznawania ludzkich emocji jest dla nich bardzo istotna.
One same też się cieszą, bywają smutne, znudzone. Psie uczucia są bowiem podobne do naszych. Ale co bardzo ważne, psy rozumiejąc emocje człowieka, potrafią z nim współodczuwać, a to nazywa się empatią.
Mira, lat 60, kiedy opowiada znajomym, że ma na pokładzie swojego zrujnowanego domu trzy psy i dwa koty, ci rozpływają się w uśmiechach. „Cudownie, super, zazdroszczę” - słyszy.
- Niniejszym chcę was zapewnić, że w takim psio-kocio-ludzkim piekiełku nie ma niczego fajnego. Chyba, że lubicie totalnie zabrudzony samochód, którym wozicie psy na spacerki, mnóstwo małych zwłok pod drzwiami, bo koty postanowiły was nakarmić, zwoje kudłów piętrzących się na podłodze. Ale trudno, nikt nie obiecywał, że będzie miło, a jeśli tak mówił, to kłamał – śmieje się Mira.
I robi krótką prezentację: w ich stadzie jest ona, Mira, Amba (labek), Toffi (labek jadowity, zżerający świat), Sasza (dog niemiecki, nieco skundlony). Stado dopełniają, choć niekoniecznie w nim uczestniczą, dwa koty: czarny Drako i ruda Ryfka.
- Jakoś się dogadujemy, choć nie obywa się bez kłopotów. Zwierza mówią do mnie, ja je rozumiem, choć byłabym szczęśliwsza, gdyby zamilkły. Naprawdę wiem, co chcą mi powiedzieć, kiedy nawet milczą. Ale nie z nimi te numery, muszą się drzeć – opowiada.
Kiedy się drą? Zawsze, kiedy uznają to za stosowne. Śpią z Mirą, więc jej pilnują. I kiedy już położą się w łóżku, otulając ją swoją sierścią, bardzo nie lubią, kiedy domownicy się przemieszczają. Wyjście do toalety jej syna rodzi awanturę - psy rzucają się do drzwi sypialni i ujadają przynajmniej tak, jakby ruskie wojsko zajmowało miasto. Drą się także wówczas, kiedy nastawi budzik, a on zaczyna dzwonić. Ale dajmy sobie z tym spokój, bo ona i tak nie wstaje. Amba wówczas zaczyna lizać jej stopy, a Sasza oblizuje jej twarz swoim mięsistym językiem.
- Pochylona nad kubkiem parującej, gorącej kawy, usiłuję złapać połączenie z rzeczywistością, wypuszczam psy na siku, ale życie nie jest tak proste. Z dna piekła wychodzą koty, jeden czarny, drugi rudy, gną się w landasach, ale to jest dopiero przyczynek do ich możliwości – zaznacza i opisuje ich dialog.
- Drako, Ryfciu, jesteście głodne? – pyta.
- Miau, miau – słyszy w odpowiedzi.
Wystraszona głuchym dudnieniem z głębi piekieł nakłada do misek zawartość saszetki.
- Miau, miau – znowu one.
- Buziaczki, może zamiast gourmeta zjecie felixa? – dopytuje.
- Miau, miau – Ryfka i Drako odpowiadają.
Rozpieszczone koty kosztują więcej, niż trzy psy chowane na BARF-ie, o czym przekonujesz się wyrzucając kolejne saszetki po 12 zł. za cztery sztuki.
Ale żeby to by było wszystko…
- Miau, miau – znowu.
- O co ci chodzi piękna, ruda królewno? Czemu czarna mordko tak się wydzierasz? – traci cierpliwość.
- Miau, miau – nie przestają.
Mira słucha i jest posłuszna, bo jeśli nie, koty zaczynają przesadzać kwiatki w doniczkach na parapecie. I tupią.
- Nie, jeśli wyobrażasz sobie kotka tupiącego na dywaniku, to nie znasz kotów.
Nie na tym to polega. Siedzisz przy kompie, czas cię pogania, palce drętwieją od uderzania w klawisze. Za chwilę deadline, ściskasz pośladki, zaraz się uda. Nie. Miau, miau. Kot przebiega po klawiaturze, kasuje cały twój urobek. I nie, nie możesz go zabić, bo wskakuje ci na ręce i swoim mokrym nosem przytula się do twojego, trudno, masz katar, to alergia na koty, nic się nie da z tym zrobić – opowiada.
Już chcesz go zabić, oskórować, ale kiedy się kładzie koło ciebie, włączając swoje mruczando, jesteś bezsilny.
- Dawno minęła północ, koty postanowiły się przejść. W zimę się nudzą, bo myszy nie ma, ptaszków też zabrakło. Wpuść, wypuść, wpuść, wypuść, jestem po to, żeby służyć moim koto, jestem posłuszna. A jak nie, to kwiatki lądują na podłodze. I w łóżku, bo spadają z parapetu – mówi całkiem poważnie.
Uważa się, że kot mruczy wtedy, kiedy jest zadowolony. Nie! Mruczą kocie matki, by uspokoić swoje kocięta, mruczą koty chore, by się uspokoić, mruczą również dorosłe koty zbliżając się do osobnika, który dominuje – także w celu uspokojenia go. Długość i charakter mruknięcia, ma ogromne znaczenie.
Na stronie www.koty.pl czytamy, jak odczytywać język kotów. „Krótkie miauknięcie: „cześć, co słychać?” Wiele krótkich miauknięć: „dobrze, że jesteś, gdzie byłeś, tęskniłem.” Ponaglające przedłużone miauknięcia: „no dawaj wreszcie ten obiad, co się tak guzdrzesz?” Wyciągnięte mraaauuu z oddali: „nudzę się strasznie, choć, wymyśl coś i się mną zajmij.” Wrzaskliwe i nagłe miau: „nadepnąłeś mnie na ogon, tyyyyy…. Kocie!” Zduszone, gardłowe miauknięcia, czasem brzmiące dosyć przeraźliwie, mogą także być zapowiedzią tego, że kot będzie wymiotował – cześć kotów wydaje te dźwięki, część nie, jednak zazwyczaj, kiedy słyszymy je po raz pierwszy – wpadamy w panikę – zupełnie niepotrzebnie, bo kot w ten sposób pomaga sobie w pozbyciu się kłaczków” - czytamy.
Psy Miry czasem ganiają koty. Ale nieśpiesznie, tylko tak trochę, żeby koty znały mores. I kocie cwaniaki udają, że uciekają, ale tylko tak na niby. Jak Ryfka się wkurzy, to wytrzaska po mordce Toffka, który potem płacze w przedpokoju.
- Jestem najfajniejszym czymś, co się moim psom zdarzyło w życiu. Bawię się z nimi, karmię je, uczę wciąż nowych rzeczy. Nie muszę do nich mówić, myślę do nich. A one mnie rozumieją. Teraz, kiedy to mówię, leżą za mną, udają, że ich nie ma. Ale zaraz zaciciam koty, będzie mała awanturka. Prawda jest jednak taka, że zwierza łączą się w stada. To mogą być koty, psy, ludzie. Kanarki i myszy. Najważniejsze jest jednak to, że stado potrzebuje przewodnika. Szefa. I najlepiej, jeśli będzie nim człowiek. Kanarek tego nie wytrzyma – mówi Mira. Kocha wszystkie swoje zwierzaki i dzisiaj, tak, brzmi to trochę patetycznie, nie wyobrażam sobie życia bez tego psio-kocio-ludzkiego piekiełka.
Dr Brian Hare, dyrektor Duke Canine Cognition Center poświęcił życie badaniom nad poznaniem psów. Według niego nasze psy wiedzą, że je kochamy, dzięki specjalnemu połączeniu neuronowemu. Dlatego więź między psem, a panem może być czymś wyjątkowym. Mamy na to niezliczone dowody, żeby przytoczyć chociażby życie psa Hachiko. Znacie? Piękna historia, przeniesiona nawet na ekran. Właścicielem Hachiko był Hidesaburo Ueno – profesor na wydziale rolnictwa Uniwersytetu Tokijskiego. Kiedy w 1924 roku profesorowi zaczęła doskwierać samotność, postanowił poszukać towarzysza. Dzięki pomocy jednego ze swoich studentów - Hirokichi Saito, wybrał psa z rasy akita, które były znane z towarzyskości. Hachiko bardzo szybko przywiązał się do swojego pana - każdego ranka odprowadzał go na tokijską stację w dzielnicy Shibuya, z której profesor ruszał pociągiem do pracy. Każdego wieczoru o ustalonej porze czekał też na niego przed stacją.
Niestety pewnego dnia profesor nieoczekiwanie zmarł w pracy, nie wrócił do domu. Hachiko przez dziesięć lat codziennie przychodził na dworzec i czekał na swojego pana. Przyciągał uwagę pasażerów, który myśleli, że jest bezpańskim psem. Pracownicy kolei przepędzali Hachiko z dworca, ale on wciąż wracał. Wreszcie jeden z byłych studentów profesora Ueno dowiedział się o historii psa przesiadującego przed stacją kolejową, odkrył, dlaczego tak się dzieje i opisał historię w jednej z japońskich gazet. Hachiko stał się prawdziwą sławą. Ludzie przychodzić zobaczyć na własne oczy wiernego czworonoga. Zaczęli przynosić mu smakołyki i jedzenie. Obok dworca wybudowali psiakowi pomnik z brązu, który został uroczyście odsłonięty w kwietniu 1934 roku, w obecności, rzecz jasna, samego Hachiko. Hachiko zmarł 8 marca 1935 roku na stacji, wciąż czekając na swojego pana.
Takich historii jest więcej. Ale też czasami nie trzeba słów, żeby doskonale się rozumieć, zwłaszcza, jeśli mówimy o przyjaźni.

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.