Śmierć znanego sędziego - z cyklu opowiadanie kryminalne

Czytaj dalej
George B. Stanley

Śmierć znanego sędziego - z cyklu opowiadanie kryminalne

George B. Stanley

Sędzia Corey? Paul Corey? - nie bardzo mogłem w to uwierzyć. - Co się stało? Wypadek? - Właśnie odebrałem meldunek od naszej ekipy. Wszystko wskazuje na morderstwo - powiedział dyżurny.

Zamyśliłem się przez chwilę. Wszyscy wiedzieli, że sędzia Corey ma trudne sprawy, że wiele osób jest niezadowolonych z jego surowych wyroków, ale żeby aż tak…?

Morderstwo? Może trzeba było dać mu ochronę?

- Panie komisarzu - przerwał moje myśli dyżurny. - Jak mówią koledzy, którzy już tam są, to podobno wygląda na rodzinne sprawy.

- Proszę im powiedzieć, że już tam jadę.

Przed niezbyt okazałym, ale eleganckim domem na Malden Street parkowało kilka policyjnych pojazdów. Przy wejściu czekał konstabl Parker. - Na razie wiemy, że śmierć nastąpiła dziś rano, najprawdopodobniej o godzinie 10.27.

- Skąd ta precyzja? Czyżby patolog...

- Nie, skąd - uśmiechnął się Parker. - Przecież dobrze pan wie, jaki on jest. Po prostu denat ma stłuczone szkiełko od zegarka, który zatrzymał się na tej właśnie godzinie.

- Wiemy coś o podejrzanych, albo o motywach?

- W chwili śmierci sędziego w domu były jeszcze dwie kobiety - jego córka Tricia i jego synowa Jane. Zdaje się, że obie panie… no, niezbyt się lubią.

- Gdzie są zwłoki?

- W gabinecie. Ekipa już działa.

Gabinet był starannie posprzątany, nie było w nim żadnych śladów walki, ani nawet cienia bałaganu. Natwarzy leżącego na parkiecie Paula Coreya malowało się wyraźne zdziwienie.

Pochyliłem się nad leżącą obok głowy sędziego zakrwawioną ciężką kryształową popielnicą.

- Odciski palców? - spytałem jednego z krzątających się techników.

- Od tego zaczęliśmy. Żadnych.

Gdy wychodziłem z gabinetu, coś mi się nie podobało. Nie bardzo jednak jeszcze wiedziałem co. Postanowiłem więc porozmawiać z obiema paniami. Zacząłem od córki.

Tricia Corey miała zapuchnięte od płaczu oczy. Usiadła w fotelu mocno szeleszcząc elegancką sukienką z ciemnozielonej tafty.

- Jestem przekonana, że ojca zabiła ta… ta głupia zdzira Jane.

- Dlaczego miałaby to zrobić?

Córka denata wyczyściła nos. - Bo liczyła, że ojciec zostawi wszystko mojemu bratu i dlatego tak go omotała, że w końcu się z nią ożenił. Ale ojciec jej nie znosił i dał Mike’owi ultimatum, że albo rodzinna kasa i pozycja albo ona. Miał czas do środy.

- Dlaczego do środy?

- Tak się umówili - do połowy marca. Na następny poniedziałek, 20 marca, ojciec był umówiony z notariuszem.

- Gdzie jest pani brat?

- A bo ja wiem?

Zanim synowa ofiary weszła do pokoju, usłyszałem stukot jej szpilek na parkiecie. - To Tricia, to na pewno ona - Jane Corey zaczęła mówić zanim jeszcze usiadła w fotelu.

- Teść jej powiedział, że jeśli nie wyjdzie szybko za mąż, to zmieni testament i ją całkowicie wydziedziczy, to znaczy wszystko przepisze na mnie i Mike’a, a właściwie na nasze dziecko, które planujemy niedługo. To na pewno ona!

Po wyjściu kobiety przez chwilę miałem lekki mętlik w głowie.

- Jedna warta drugiej - odezwał się konstabl Parker. - Ja bym stawiał na córkę...

- A ja mimo wszystko bardziej podejrzewałbym synową - powiedziałem.

Parker podniósł lekko brwi. - Mogę spytać dlaczego, panie komisarzu?

- Bo Corey wyglądał na zdziwionego, a w gabinecie nie było śladów walki.

- Obawiam się, że nie rozumiem...

- Został najprawdopodobniej zaskoczony, a więc mógł to zrobić ktoś, kogo nie usłyszał. To wskazuje na Jane, która mogła podejść do niego boso, po uprzednim zdjęciu szpilek. Córka, ubrana w szeleszczącą sukienkę, nie miała możliwości zaskoczyć ojca.

George B. Stanley

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.