Wieś to dobry wybór. Ale jak przekonać do niego Ukraińców?

Czytaj dalej
Fot. Piotr Lampkowski
Małgorzata Oberlan

Wieś to dobry wybór. Ale jak przekonać do niego Ukraińców?

Małgorzata Oberlan

-Numer Pesel i wnioski o zasiłki załatwiliśmy w urzędzie gminy błyskawicznie. Podobnie jak konto w banku. Nasza ukraińska rodzina ma samodzielny domek, a wokół mnóstwo serdecznych ludzi - wylicza zalety goszczenia Ukraińców na wsi Magdalena Szwechowicz-Lament z gospodarstwa agroturystycznego w Przecznie pod Toruniem.

Zobacz wideo: Waloryzacja 2022 - podwyżki
[video]20637[/video]

Spokojne, bezpieczne i coraz częściej uśmiechnięte - tak dziś czują się panie Tatiana (babcia) i Anja (mama) oraz dwójka dzieci. Przed wojną uciekły do Polski spod Charkowa. Nie trzeba tłumaczyć, jaki koszmar zostawiły za sobą. Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że schronienie znalazły w Przecznie, w podtoruńskiej gminie Łubianka.

- Ich i nasza historia pokazuje, ile zalet może mieć taki "wiejski kwaterunek". Dziś, gdy wielkie miasta w Polsce najczęściej wybierane przez Ukraińców zmagają się z coraz większymi problemami w ich przyjmowaniu, na prowincji czeka dobra alternatywa. Sami się jednak z mężem zastanawiamy, jak do niej szerzej przekonywać uchodźców - mówi Magdalena Szwechowicz-Lament.

Baza na koziej farmie i lista plusów wiejskiego kwaterunku

Farma I HA HA - tak nazywa się agroturystyka, która od lat pani Magdalena prowadzi wraz z mężem Stanisławem Lamentem w Przecznie. Nazywana bywa też kozią farma, bo tych zwierząt tu nie brakuje. Wytwarzanie kozich serów zresztą to specjalność gospodarzy.

Już pierwsze doniesienia o inwazji Rosji na Ukrainę skłoniły gospodarzy do podjęcia szybkiej decyzji: otwieramy drzwi dla uciekających. Rodziny, która tutaj trafiła, Magdalena i Staszek wcześniej nie znali - tak jest w większości przypadków. Panie Tatiana, jej córka Anja oraz dzieci - dwuletnia córeczka i czternastoletni syn - przybyli tutaj po długiej podróży aż spod Charkowa.

-Rodzina zamieszkała u nas w samodzielnym domu gospodarczym. I tak często właśnie bywa na wsiach. To zupełnie inny komfort niż pokój u kogoś w mieszkaniu w dużym mieście. O zaletach bliskości przyrody, możliwości uprawiania ogródka (nasi goście już tego korzystają!) czy świeżego powietrza przekonywać chyba nie muszę -mówi z uśmiechem Magdalena.

Załatwianie formalności? Błysk! W Urzędzie Gminy Łubianka nadanie numeru Pesel przybyłym Ukrainkom poszło szybko. Zresztą, w ciągu jednego dnia udało się też w gminie załatwić i inne sprawy: złożyć wnioski o świadczenia i zasiłki, zasięgnąć wszystkich potrzebnych informacji. Tego samego dnia Ukrainki miały też już założone konto w banku.

Praca? Wbrew pozorom na prowincji może być o nią łatwiej niż w wielkim mieście. -Na wsi jest tak, że od wiosny do późnej jesieni dla każdego chętnego roboty nie brakuje. I tych rąk do pracy nie od dziś brakuje. Tymczasem przynajmniej na początku przybysze z Ukrainy, najczęściej bez komunikatywnej znajomości języka polskiego, takich prac właśnie - prostych, zwykłych -będą potrzebować - zauważa Magdalena.

Szkoła? Opieka nad dziećmi? Ośrodek zdrowia? To wszystko polskie gminy mają. -Tak samo jak na polskiej wsi jest bieżąca woda, prąd, internet i tak dalej. Wiemy, że nie jest tak na wielu wsiach naszych wschodnich sąsiadów. Stąd też obawy niektórych Ukrainek przed osiedlaniem się na wsi, a i późniejsze, pozytywne zaskoczenie tym, co u nas zastają - ciągnie gospodyni z Przeczna.

Tatiana i Anja zabrały się za pieczenie ciast. Na wsi klientów nie brakuje!

Mija kolejny tydzień i życie w Przecznie dla ukraińskiej rodziny nabiera barw. Gdy po pierwszych trzech dniach Tatiana i Anja rozpakowały torby i powiesiły ubrania do szafy, polscy gospodarze odetchnęli To był znak, że kobiety zaakceptowały nowe miejsce. Szybko zaczęły oswajać okolicę. Błyskawicznie też zaczęły uczyć się polskiego ("Słówka co chwilę wyszukują sobie w telefonach") i szukać sobie zajęcia. Wspomniana uprawa ogródka była pierwszym wyborem, ale...

- Nasze panie chcą pracować i zarabiać. Anja w Ukrainie pracowała w wyuczonym zawodzie jako księgowa. U nas to na razie średnio możliwe ze względów językowych. Szybko jednak panie wpadły na inny pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Pieką świetne ciasta. A już tradycyjny ukraiński miodownik wychodzi im popisowo! Wystarczyło rozpuścić wici i zamówienia mają aż do Wielkanocy - cieszy się Magdalena.

W małym środowisku rozkręcenie takiego domowego biznesu idzie łatwiej. Bliżej też klientom po odbiór wypieków. Przedsięwzięciu sprzyja też serdeczność przyjaciół i znajomych polskich gospodarzy. -Za sprawą jednej z koleżanek panie Tatiana i Anja wyposażone właśnie zostały praktycznie we wszystko, co będzie im potrzebne do tego pieczenia ciast: zapasy mąki, cukru i innych produktów, naczynia, wagę kuchenną i inne akcesoria. I to jest świetna pomoc. Prawdziwa wędka! - podkreśla Magdalena Szwechowicz-Lament.

Dzieci pani Anji (a wnuki pani Tatiany) również szybko odnalazły się w wiejskich realiach. Zarówno dla dwulatki jak i jej czternastoletniego brata kontakt ze zwierzętami okazał się na tyle absorbujący, że pozwolił oderwać się od smutnych przeżyć. Znów za sprawą ofiarnych przyjaciół chłopiec dostał w prezencie nowiutkiego laptopa. To pierwszy tego typu sprzęt w tej rodzinie. Na Ukrainie wszyscy korzystali ze stacjonarnego komputera.

- Teraz dzięki temu sprzętowi chłopiec wygodniej łączy się ze swoją ukraińską szkołą online (wcześniej robił to przez telefon), ogląda filmy, słucha muzyki. Naprawdę, trudno byłoby powiedzieć, że jest oderwany od świata. Telewizji natomiast jego mama i babcia oglądać u nas nie chcą. Nie chcą, przynajmniej na razie, oglądać relacji wojennych - kończy gospodyni.

Wielkie miasta tymczasem pękają w szwach...

Warszawa, Kraków i Wrocław - to obecnie najczęściej wybierane przez uchodźców z Ukrainy miejsca, w których chcą zostać. Metropolie już są przepełnione. Mają coraz większe problemy z zapewnianiem przybyszom kwaterunku. Po nadanie numeru Pesel ustawiają się kilometrowe kolejki. Tłoczno jest też w bankach, punktach wydających posiłki, pomoc rzeczową.

Również małe miejscowości z okolic tych wielkich miast zgłaszają gotowość przyjmowania Ukraińców, ale ich oferta spotyka się wciąż z małym odzewem. - Jest sporo miejsc zgłoszonych przez powiaty województwa małopolskiego i one w niewielkim stopniu są zajęte. Przede wszystkim wynika to faktu, że uchodźcy wolą pozostawać w Krakowie niż jechać nawet do miejscowości odległych od Krakowa o 15 czy 20 km. Nawet jeżeli są tam bardzo dobre dla nich warunki stworzone, to Kraków im się kojarzy jako to miejsce dobrobytu i w związku z tym uważają, że powinni tutaj pozostawać. Muszę raz jeszcze w tym miejscu podkreślić, że nasze możliwości wchłonięcia większej liczby uchodźców się skończyły - mówił już 13 marca Andrzej Kulig, prezydenta Krakowa ("W Krakowie coraz mniej miejsc dla uchodźców", portal krakow.pl)

Prezydent Krakowa zaznaczał też, że dotychczasowe próby lokalizowania pociągów w dalszych destynacjach, takich jak Szczecin czy Gdynia, kończyły się tym, że pociągi te często dojeżdżały do stacji celowych pawie puste. Większość ukraińskich pasażerów wysiada z nich właśnie w Krakowie lub Warszawie, ewentualnie we Wrocławiu, bo to są te trzy lokalizacje, które uchodźcy najchętniej wybierają.

Warszawa też już w pierwszej połowie marca sygnalizowała, że jej populacja wzrosła o 17 procent. We Wrocławiu, tylko w ciągu dwóch pierwszych tygodni od wybuchu wojny, chęć nauki w miejskich placówkach oświatowych zgłosiło ponad tysiąc uczniów z Ukrainy, dla których samorząd będzie musiał znaleźć miejsce.

W miastach średniej wielkości, takich jak chociażby Toruń czy Bydgoszcz natomiast, od razu pojawił się problem zapewnienia opieki dla ukraińskich dzieci, szczególnie tych najmłodszych. Miejsca w publicznych żłobkach i przedszkolach zawsze były obiektem pożądania. Jak ma ich wystarczyć obecnie i dla miejscowych, i dla przybyszy?

Największym wyzwaniem i tak jednak pozostaje baza noclegowa oraz mieszkania. W halach, dworcach, bibliotekach etc. ukraińscy uchodźcy przebywać powinni krótko. Docelowo potrzeba dla nich godnego kwaterunku.

- W naszej gminie Łubianka składającej się z 13 sołectw jest około 70 uchodźców. Niewielu. Tymczasem możliwości i chęci ich zakwaterowania są większe - podkreśla Magdalena Szwechowicz-Lament.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.