Pałki, kastety, krew. Bernard Goldstein na ulicznej wojnie w Warszawie

Czytaj dalej
Fot. Fot. Ullstein Bild
Wojciech Rodak

Pałki, kastety, krew. Bernard Goldstein na ulicznej wojnie w Warszawie

Wojciech Rodak

Z komunistami toczył zażartą walkę o wpływy. Żydów ochraniał przed agresją endeków i oenerowców. Często z pomocą półświatka. Oto dzieje towarzysza Bernarda

Był niedzielny wieczór 26 września 1937 r. W jednym z pokoi lokalu Komitetu Centralnego Bundu przy ul. Długiej 26 w Warszawie konferowało kilkunastu partyjnych działaczy. Wśród nich znajdował się Bernard Goldstein, szef stołecznej bundowskiej bojówki. Tocząca się rozmowa została nagle przerwana przez odgłos dwóch strzałów dobiegających zza drzwi gabinetu, po czym nastąpił wybuch. Zebrani odruchowo padli na ziemię. Dwa dni potem „Nasz Przegląd” tak opisał przebieg tego zdarzenia:

„[…] grupa sześciu czy siedmiu osób przez otwartą połowę drzwi wrzuciła do środka dużą bańkę z benzyną i małą skrzyneczkę. W tym momencie nastąpił silny wybuch. Okazało się, że w skrzyneczce była petarda, sporządzona z pakuł i prochu strzelniczego. Zapaliły się drzwi. Jednocześnie z kilku rewolwerów oddano kilkanaście strzałów do drzwi prowadzących do poszczególnych pokoi [wpadli tylko do foyer - red.]. Po wywołaniu pożaru napastnicy rzucili się do ucieczki”.

Uchodząc w kierunku ulicy, nieznani sprawcy nadal co i rusz oddawali strzały na postrach. Mimo to dzielna dozorczyni domu, 40-letnia Bronisława Książek, wybiegła na podwórze i próbowała zamknąć bramę, by odciąć im drogę odwrotu. Wówczas dwie rewolwerowe kule trafiły ją w brzuch i padła ciężko ranna na ziemię. Grupa napastników biegła Długą, wciąż strzelając do przechodniów, po czym przez bramę jednego z domów i parkan przedostała się do Ogrodu Krasińskich. Tam zniknęła w mroku. Tego dnia raniono, oprócz dozorczyni, jeszcze troje żydowskich nastolatków.

Niedługo potem do podpalonego lokalu Bundu przybyła policja. Nie zabawiła tam długo. Przeprowadzono tylko pobieżne oględziny. „I całe szczęście - wspominał Goldstein - o mały włos nie znaleźli naszego składu z policyjnymi pałkami”. Zresztą przywódca bojówki w ogóle nie liczył na skuteczność funkcjonariuszy w namierzaniu sprawców napadu. Wiedział, że za atakiem stał ich największy obok komunistów wróg - Obóz Narodowo-Radykalny. I sprawiedliwość będzie musiał wymierzyć sam.

Na zebraniu następnego dnia kierownictwo Bundu dało mu wolną rękę, jeśli chodzi o formę zemsty. O jej zaniechaniu nie było w ogóle mowy. Goldstein od razu zabrał się do dzieła. Zorganizował kilkudziesięcioosobową polsko-żydowską grupę uderzeniową, złożoną z bojówkarzy Bundu i Polskiej Partii Socjalistycznej. Pod wieczór 28 września wtargnęli oni, uzbrojeni w rewolwery i pałki, do redakcji powiązanego z ONR antysemickiego dziennika „ABC”. Niszczyli meble, przecinali druty telefoniczne, demolowali wszystko, co napotkali na swojej drodze. Jednocześnie brutalnie bili obecnych w biurze. W wyniku zajść kilkanaście osób odniosło ciężkie rany, a jeden z oenerowców zmarł w szpitalu. „Daliśmy im taką lekcję, by następnym razem dwa razy się zastanowili zanim nas ruszą” - wspominał po latach z nieukrywaną satysfakcją towarzysz Bernard.

Zajścia z września 1937 r. to tylko jeden z epizodów w ulicznej wojnie, która toczyła się w Warszawie, ze zmiennym natężeniem, przez całe dwudziestolecie. Goldstein był jednym z najważniejszych wodzów zwaśnionych partyjnych bojówek. Dla swojej partii, socjalistycznego Bundu, poświęcił całe życie. W rewolucję zaangażował się już jako nastolatek.

Manifestacja Bundu w Warszawie. Takie wydarzenia zawsze ubezpieczali bojówkarze od Bernarda GoldsteinaBund Pełna nazwa partii brzmiała Powszechny Żydowski
fot.ahriman.com Bernard Goldstein

Człowiek z blizną
Bernard Goldstein urodził się w 1889 r. w Siedlcach, wówczas mieście o przewadze ludności żydowskiej. Niewiele wiemy o jego rodzinie, poza tym, że dorastał w rozpolitykowanym domu. Już jako trzynastolatek, dzięki dwóm starszym braciom, miał kontakt z zakazaną rewolucyjną i antycarską literaturą. Lektury rozpalały jego wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że mniej więcej w tym czasie związał się z Bundem, wówczas dopiero raczkującą żydowską partią socjalistyczną.

Pierwszy raz przelał krew za swoje ugrupowanie w maju 1905 r., w czasie zajść rewolucyjnych w Królestwie Polskim. Uczestniczył wówczas w wiecu zorganizowanym przez Bund w lesie pod Iganiami nieopodal Siedlec. Brało w nim udział około 400 osób, więc o utrzymaniu mityngu w konspiracji nie było mowy. Chwilę po rozpoczęciu spotkania zebrani zostali otoczeni przez oddział kozaków i piechoty. Rosyjscy żołnierze wpadli w tłum, bijąc zebranych nahajkami i płazując szablami. Goldstein miał szczęście - kozacka szabla trafiła go w głowę jedynie rozcinając mu głęboko policzek. Pamiątką po tym zdarzeniu była wyraźna blizna na jego twarzy.

Niedługo potem Bernard Goldstein przeprowadził się do Warszawy. Został jednym z czołowych bundowskich działaczy związkowych. Jako urodzony agitator był doskonałym organizatorem strajków i protestów (np. przeciw słynnemu procesowi Mendela Bejlisa, oskarżonego o mord rytualny w 1913 r.). Potrafił zagrzewać robotników do walki jak mało kto. Dlatego też często lądował w carskim więzieniu. Ostatni raz w 1915 r., już podczas natarcia Niemców na Warszawę.

Niedługo potem Rosjanie ewakuowali go, wraz z resztą współwięźniów, w głąb Cesarstwa, aż na zachodnią Syberię. Tutaj zastał go wybuch rewolucji październikowej. Wówczas odzyskał wolność. Do ojczyzny wracał niemal dwa lata, wciągany coraz bardziej w wir wydarzeń krwawego bolszewickiego karnawału. Po drodze stanął na czele bundowskiej milicji, która u boku petlurowców brała udział w obaleniu rządów hetmana Pawło Skoropadskiego w grudniu 1918 r.

Pogrom i rozkwit
W 1919 r. towarzysz Bernard był znów w swojej ukochanej Warszawie. Z ramienia Bundu organizował związki zawodowe na Pradze. Nie był to dobry czas dla lewicowych i żydowskich partii w Polsce. Armia Czerwona zbliżała się do stolicy odrodzonego państwa. Władze obawiały się, nie bez racji, wystąpień skomunizowanej robotniczej „piątej kolumny”. Stosowano terror prewencyjny. W związku z tym w maju 1920 r. grupa policjantów wpadła do siedziby praskiej partii na Brzeskiej 17 i kompletnie ją zdemolowała. Goldstein i jego ludzie czasowo zostali „na bruku”, a w dodatku musieli zejść do podziemia - Bund tymczasowo zdelegalizowano.

Zachowanie władz wobec partii towarzysza Bernarda było niesprawiedliwe. Spowodował je chwilowy przypływ paranoicznego lęku przed mityczną żydokomuną. W rzeczywistości program ugrupowania, któremu przewodzili w Polsce Henryk Ehrlich i Wiktor Alter, można określić jako żydowską formę radykalnej socjaldemokracji. Jego podstawę stanowił „marksizm w wersji light”, czyli ograniczone uspołecznienie środków produkcji przy zachowaniu demokratycznych reguł gry. Poza tym bundowcy uznawali ludność żydowską za naród żyjący w diasporze, pozbawiony terytorium, lecz posiadający własną kulturę. Sprzeciwiali się zarówno dominacji żydowskich ortodoksów, jak i syjonistycznemu programowi rekolonizacji Palestyny. Domagali się autonomii kulturowej na terenach zamieszkanych przez mniejszość żydowską - uznawali Polskę za swoją jedyną ojczyznę. Propagowali szkolnictwo świeckie i uznawali jidysz za język narodowy. W II Rzeczypospolitej cieszyli się masowym poparciem, szczególnie na ziemiach byłego zaboru rosyjskiego. W latach 30. XX w. liczbę członków partii szacowano na 50 tys. Popularność ta nie przekładała się na wyniki wyborów do Sejmu. Partia nigdy nie miała ani jednego posła. Posiadała za to silną reprezentację w radach miejskich.

Manifestacja Bundu w Warszawie. Takie wydarzenia zawsze ubezpieczali bojówkarze od Bernarda GoldsteinaBund Pełna nazwa partii brzmiała Powszechny Żydowski
Fot. Ullstein Bild Manifestacja Bundu w Warszawie. Takie wydarzenia zawsze ubezpieczali bojówkarze od Bernarda Goldsteina [b]Bund [/b] Pełna nazwa partii brzmiała Powszechny Żydowski Związek Robotniczy (w jidysz: Algemejner Jidiszer Arbeter Bund). Socjaldemokratyczna robotnicza partia żydowska utworzona w 1897 r. w Wilnie. Jej głównym ideologiem był Władimir Medem. Początkowo działała w carskiej Rosji, a następnie stała się jedną z silniejszych partii w II Rzeczypospolitej. W szczycie swojej popularności zrzeszała około 50 tys. członków. W powojennej Polsce został zlikwidowana - w 1949 r. wchłonął ją PPR. Dziś jej małe koła funkcjonują w USA, Australii i Izraelu

Warszawa, jako wielki ośrodek przemysłowy i skupisko Żydów, była naturalną twierdzą Bundu. Siedziba ugrupowania mieściła się najpierw w kamienicy Naimskiego (Przejazd 9; dziś ani dom, ani ulica nie istnieją), a potem na ul. Długiej 26. Partia posiadała tutaj m.in. sieć świeckich szkół i klub sportowy Morgenstern (mieścił się przy Gęsiej 43). Największą dumę działaczy stanowiło założone w 1926 r. sanatorium im. Włodzimierza Medema w Miedzeszynie, przeznaczone dla biednych żydowskich dzieci zagrożonych gruźlicą. Leczył się w nim m.in. mały Marek Edelman.

Bund sprawował rząd dusz nad stołeczną większością żydowskich robotników. Kontrolowane przez partię branżowe związki zawodowe zrzeszały, według danych MSW z 1930 r., niemal 14 tys. członków. Na lokalnej scenie liczebnością przebijały ich tylko związki afiliowane przy PPS (ok. 21 tys.). Wynik ten był w dużej mierze zasługą Bernarda Goldsteina. To on wchodził pomiędzy tragarzy spod Hal Mirowskich, woźniców z okolic Żelaznej Bramy, piekarzy z Nalewek i rzeźników z Pragi, namawiając ich do samoorganizowania się, walki o prawa pracownicze i podwyżki. Pomagał w przygotowaniu strategii strajków. Poza tym dbał o dobre stosunki pomiędzy polskimi (głównie pepeesowskimi) i żydowskimi związkowcami. Koordynował ich wspólne akcje i mediował przy sporach.

Jako persona wszędobylska i charyzmatyczna towarzysz Bernard był rozpoznawalny zarówno na żydowskiej Pradze, jak i w dzielnicy nalewkowskiej, w której mieszkał (pod adresem Karmelicka 6, a potem Nowolipie 12). Zawsze osobiście kierował każdym wiecem i pochodem pierwszomajowym. Pozycję w ścisłym kierownictwie Bundu zawdzięczał jednak nie tylko pracy w syndykatach. Nieoficjalnie szefował także stołecznej partyjnej bojówce, składającej się z najbardziej sprawnych i rosłych związkowców. Przede wszystkim ochraniała ona partyjne imprezy masowe i przemarsze. Czasem sprawowała także funkcje nieoficjalnej policji. Gdy do Goldsteina zgłaszali się okradzeni kupcy, potrafił on przy pomocy swoich ludzi namierzyć złodziei i zmusić ich do wydania skradzionych fantów. Jednak formacja ta najwięcej sił zużyła w potyczkach na dwóch frontach.

Manifestacja Bundu w Warszawie. Takie wydarzenia zawsze ubezpieczali bojówkarze od Bernarda GoldsteinaBund Pełna nazwa partii brzmiała Powszechny Żydowski
NAC Hale Mirowskie - obok Nalewek największe centrum handlu w dzielnicy żydowskiej. Bernard Goldstein organizował tu związek tragarzy

Strzały w plecy
Wrogość pomiędzy działaczami kierowanej z Kremla Komunistycznej Partii Polski a Bundem narastała od początku lat dwudziestych. Zaczęła się w momencie, gdy żydowscy socjaliści odmówili podporządkowania się Kominternowi. Potem konflikt eskalował. Dzieliły ich cele i strategia działania. Komuniści chcieli zradykalizować robotników, by wywołać w Polsce rewolucję i wprowadzić na tron bolszewicką dyktaturę. Bund walczył o poprawę losu Żydów i demokrację. W dodatku zmagali się o poparcie tej samej grupy, żydowskich robotników, i kontrole nad związkami zawodowymi. W efekcie spór przerodził się w iście gangsterską wojnę. Jej apogeum przypadło na przełom lat dwudziestych i trzydziestych.

Komuniści działali bezwzględnie, niczym chicagowska mafia. Nic w tym dziwnego. Bojówkarzami KPP byli nierzadko zawodowi przestępcy, jak rekieter ze Świętojerskiej Herszl „Walczący”, lichwiarz i alfons Dowid Milner czy bracia Mejer i Mojsze Czompel, dwóch zabijaków z Powązek. Ostrzelali bezbronnych działaczy na mityngu związków zawodowych w 1927 r. raniąc kilka osób. Atakowali i demolowali bundowskie szkoły. W lutym 1931 r. napadli na sanatorium w Miedzeszynie. Strzałami z pistoletów i kamieniami powybijali szyby w oknach, zniszczyli wyposażenie wnętrz, ciężko pobili nauczycieli i lekarzy. Tylko cud sprawił, że nie ucierpiało żadne dziecko. Poza tym dwukrotnie próbowali przeprowadzić zamach na samego Goldsteina. Wiosną 1931 r. ostrzelali go w środku nocy, gdy czekał przed swoją kamienicą, aż dozorczyni otworzy mu furtkę. Wówczas on odpowiedział napastnikom ogniem. Jednego z nich ranił, a wystraszeni zamachowcy odjechali z piskiem opon z miejsca zdarzenia.

Brutalność komunistów zmusiła Bund do nabycia większej ilości pistoletów dla członków bojówki. Kupowano je albo od zaprzyjaźnionych wojskowych związanych z PPS, albo szmuglując z Wolnego Miasta Gdańsk. Od tego czasu niejednokrotnie konfrontacje na związkowych spotkaniach kończyły się strzelaninami. Za każdy zamach na członka swojej partii Goldstein dokonywał zemsty. O szczegółach naturalnie we wspomnieniach nie mógł napisać. Ale wystarczy sięgnąć po gazety z tamtego okresu, by uzmysłowić sobie skalę tamtej wojny.

Wyniki tych starć były korzystne dla Bundu. Wpływy komunistów w związkach zawodowych z każdym rokiem słabły. Przed samą wojną socjaliści zdobyli nawet Krochmalną, ich dotychczasową twierdzę, słynącą w stolicy jako siedlisko przestępczości i wszelkich patologii.

Bitwy z antysemitami
W latach trzydziestych nastroje antysemickie w Polsce mocno się zintensyfikowały. Coraz częściej dochodziło do pogromów. Wprowadzono „getto ławkowe” i numerus clausus na uniwersytetach. Ugrupowania endeckie i Obóz Narodowo-Radykalny panoszyły się w stolicy. Dochodziło do ataków na Żydów - na kupców spod Hal Mirowskich, na zwykłych przechodniów czy na żydowskie instytucje i organizacje.

Goldstein i jego bojówka starali się przeciwdziałać tym ekscesom. Regularne patrole bundowców pojawiały się w weekendy we wszystkich ulubionych miejscach spotkań żydowskiej młodzieży, gdzie często uderzali oenerowcy - w Parku Traugutta, nadwiślańskich plażach czy Ogrodzie Saskim. Nieraz dochodziło do potyczek z użyciem pałek i kastetów. Towarzysz Bernard wspominał, że zdarzało mu się przygotowywać zasadzki na ONR, w których brało udział nawet po stu żydowskich bojowców, na co dzień rzeźników czy tragarzy. Wówczas warszawski bruk często spływał krwią.

Do antysemickich zajść dochodziło też po kazaniach ks. Stanisława Trzeciaka, czołowego żydożercy, wygłaszanych w różnych warszawskich kościołach. Zdarzało się, że ludzie Goldsteina z kolegami z PPS zabezpieczali te wydarzenia, szczególnie na terenie Bródna i na Pelcowiźnie. Gdy tylko posłyszano okrzyki „Bić Żyda”, rozpętywała się bijatyka. „Wygrywał ten, kto pierwszy wykorzystał efekt zaskoczenia” - wspominał szef socjalistycznej bojówki.

Towarzysz Bernard działał nie tylko na terenie stolicy. Wyjeżdżał też na specjalne misje w teren. Tak było we wrześniu 1936 r. w czasie wyborów samorządowych w Łodzi, gdzie endecy chcieli sterroryzować żydowską ludność miasta i zablokować jej dostęp do lokali wyborczych. By temu zapobiec, na dwa tygodnie przed elekcją Goldstein przybył do miasta. Dzięki swoim koneksjom w warszawskim podziemiu pozyskał do współpracy najważniejszych miejscowych żydowskich gangsterów. W dzień wyborów bundowscy bojówkarze ramię w ramię z miejscowymi pomocnikami patrolowali ulice Łodzi, dając endekom do zrozumienia, że żaden antyżydowski akt z ich strony nie pozostanie bez odpowiedzi. Atmosfera była napięta, ale cel osiągnięto - Żydzi bez problemu mogli oddawać głosy.

Za swoją działalność Goldstein został tuż przed wojną aresztowany. Chciano go wysłać do Berezy Kartuskiej. Uratowała go dopiero interwencja Henryka Ehrlicha u najwyższych władz.

Manifestacja Bundu w Warszawie. Takie wydarzenia zawsze ubezpieczali bojówkarze od Bernarda GoldsteinaBund Pełna nazwa partii brzmiała Powszechny Żydowski
Raport Stroopa/Domena publiczna Powstańcy Żydowskiej Organizacji Bojowej zatrzymani w czasie pacyfikacji getta warszawskiego wiosną 1943 r.

Robinson warszawski
Całą okupację Bernard Goldstein przetrwał w Warszawie. Miał fałszywe papiery i ukrywał się w getcie, ciągle zmieniając kryjówki. Niemcy intensywnie go poszukiwali. Nie przeszkadzało mu to działać w bundowskiej konspiracji, m.in. organizował pomoc dla potrzebujących, kierował likwidacjami kolaborantów, a potem zaangażował się w przygotowanie do powstania, współpracując m.in. z Edelmanem i Abraszą Blumem. Jednak nie brał w nim udziału. Od początku 1943 r. ukrywał się na aryjskiej stronie. Po upadku powstania warszawskiego pozostał w zrujnowanym mieście aż do wyzwolenia. Ukrywał się wraz z innymi Żydami w bunkrach m.in. na Placu Trzech Krzyży i na Wspólnej 26.

Po nadejściu Sowietów i upadku III Rzeszy, Goldstein czym prędzej uciekł z Polski. Nie chciał wpaść w łapy NKWD, jak wcześniej jego koledzy Ehrlich i Alter (obu rozstrzelano w 1942 r.). Zamieszkał w Nowym Jorku, gdzie zmarł 7 grudnia 1959 r.

Nie udało mi się ustalić, czy Zagładę przeżyła jego żona Łucja i syn Jan (rocznik 1920 r.). Z nieznanych przyczyn Goldstein pominął ich w swoich wojennych wspomnieniach. a

Bibliografia

B. Goldstein - „Twenty years with the jewish labor Bund. A memoir of interwar Poland”

B. Goldstein - „The stars bear witness”

„Komuniści w międzywojennej Warszawie” (red. E. Kowalczyk)

Manifestacja Bundu w Warszawie. Takie wydarzenia zawsze ubezpieczali bojówkarze od Bernarda GoldsteinaBund Pełna nazwa partii brzmiała Powszechny Żydowski
MP B. Goldstein - „Twenty years with the jewish labor Bund. A memoir of interwar Poland”
Wojciech Rodak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.