Dzięki nowej relacji Kinga Rusin doceniła siłę partnerskiego związku

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Paweł Gzyl

Dzięki nowej relacji Kinga Rusin doceniła siłę partnerskiego związku

Paweł Gzyl

Za młodu opuścił ją ojciec, wiele lat później – mąż. Nie poddała się jednak. Wychowała dwie córki i odniosła zawodowy sukces. A przy okazji znalazła nową miłość.

Kilka tygodni temu pożegnała się z telewizją. Nie poprowadzi już „Dzień dobry TVN”. Nieoficjalnie mówi się, że nie odpowiadała jej formuła porannego programu. Ponoć teraz chciałaby zajmować się poważniejszymi tematami. Jak choćby ekologią, która od lat jest jej wielką pasją i wyzwala w niej ogromne emocje.

- Moi najbliżsi mówią, że trochę zwariowałam, ale jestem zafiksowana na tematy związane z ochrona środowiska. A właściwie z brakiem tej ochrony, z totalną ignorancją i dewastacją. Mnie to tak dobija, że zaczynam się zastanawiać, czy nie przypłacę tego własnym zdrowiem – fizycznie odczuwam ból, patrząc na to, co się dzieje – podkreśla w „Gali”.

Wychowała się w niekonwencjonalnej rodzinie. Ojciec był niepoprawnym marzycielem: ciągle wymyślał jakieś nowe biznesy, które niestety szybko okazywały się nieporozumieniem. Rozpieszczał jednak swoją córeczkę, na każde urodziny kupując jej biżuterię. Dziewczynka odziedziczyła po nim charakter: jest spontaniczna i kieruje się intuicją. Mama musiała być bardziej rozsądna: cały dom stał bowiem na jej głowie. W końcu ojciec postanowił pójść swoją drogą – i Kinga z mamą zostały pozostawione same sobie.

- W czasach mojego dzieciństwa byłam wyjątkiem i w oczach moich rówieśników byłam gorsza. Zresztą sama się tak czułam. Starałam się więc całemu światu udowodnić, że jest inaczej. Przecież dzieciństwo determinuje nasze dorosłe życie, wpływa na wybory, jakich dokonujemy, na nasze relacje, na naszą motywację. Nadal, cały czas coś sobie muszę udowadniać – tłumaczy w „Gali”.

Z czasem Kinga musiała zacząć pomagać mamie zarabiać na życie. W liceum udzielała korepetycji – i dokładała się do domowego budżetu. Uczyła się dobrze i marzyła o wielkim świecie. Jego namiastką były wizyty u chrzestnej. Danuta Rinn urządzała słynne w całej Warszawie przyjęcia, na które schodziła się ówczesna „śmietanka” towarzyska. Kinga przypatrywała się znanym artystom i wyobrażała sobie, że w przyszłości będzie jedną z nich. Dlatego choć po maturze zdała na italianistykę, kiedy nadarzyła się okazja, postanowiła zawalczyć o swe marzenia.

- Miałam 21 lat, telewizja mnie fascynowała, chciałam zobaczyć ją od środka, dlatego wzięłam udział w konkursie na prezenterów. W 1992 roku popularność zdobywało się w jeden wieczór. Były tylko dwa programy – jak się zapowiadało film po wieczornych „Wiadomościach”, to oglądało to 20 milionów widzów! Pamiętam, że po kilku pierwszych, telewizyjnych „występach”, stanęłam samochodem przed pasami, a inni kierowcy zaczęli trąbić, machać do mnie – śmieje się w „Vivie”.

Kiedy Kinga zaczęła pracować w telewizji, poznała młodego dziennikarza Tomasza Lisa. Zakochali się w sobie – i szybko wzięli ślub. Wkrótce potem mężczyzna dostał propozycję pracy korespondenta w Waszyngtonie. Trudno było o lepszą szansę w tamtych czasach – Tomek zabrał więc żonę i wyjechali za granicę. Kinga nie zmarnowała danej jej okazji: chociaż niebawem urodziła dziecko, nie zaniechała zawodowego rozwoju, co później jej się bardzo przydało.

- Tam można się nauczyć telewizji jak nigdzie indziej. Tam założyłam swoją firmę i zaczęłam sama produkować i realizować reportaże i filmy dokumentalne, pisać swoje pierwsze artykuły m.in. dla „Twojego Stylu”. Stamtąd nadawałam pierwsze relacje na żywo dla radia i telewizji. W końcu tam urodziła się moja starsza córka, i tam poznałam najwspanialszych przyjaciół, którzy nie zawiedli i nie zawodzą do dzisiaj – podsumowuje w „Nowej Trybunie Opolskiej”.

Z czasem na idealnym wizerunku małżeństwa Kingi i Tomka zaczęły się pojawiać rysy. Kiedy para wróciła do Polski, coraz głośniej mówiło się o jego trudnym charakterze i despotycznych zapędach. Dziennikarz nie był zadowolony z sukcesów zawodowych żony, usilnie próbując ją zepchnąć do roli żony i matki. W końcu zostawił ją i związał się z jej bliską koleżanką z telewizji – Hanną Smoktunowicz. Kinga została sama z dwoma córkami.

- Tak, ja mam łatwiej: wykształcona, mam zawód, dom, żyję w wielkim mieście... Ale w chwilach, gdy ci się wali świat, to nie jest najważniejsze. Wtedy, pięć lat temu czułam, że zaczynam od zera, siadałam na podłodze w tym dużym domu i płakałam, nie miałam siły wstać. I myślę, że my, kobiety po przejściach, mamy coś wspólnego: poczucie, że grunt się usuwa spod nóg, że nie ma żadnego podparcia – mówiła w „Twoim Stylu”.

Co ją postawiło na nogi? Macierzyństwo. Miała w domu dwie dziewczynki i musiała zadbać, aby były najedzone, ubrane i zaprowadzone do szkoły. Potem pomogli przyjaciele – zapraszała ich na składkowe przyjęcia i czerpała z nich dobrą energię. Wreszcie zaczęła sobie sprawiać drobne przyjemności, które mąż uznawała za „fanaberie”: chodziła do kina i na koncerty, przemeblowała dom i wróciła do uprawiania ulubionych sportów. Z czasem przyszły również sukcesy zawodowe.

- Jednym z nich były własne kosmetyki w stu procentach naturalne. Pracowałam nad tym projektem organicznie, od pomysłu, poprzez zdobywanie wiedzy i kontaktów, aż po materializację. Kiedy patrzę dziś na Pat & Rub, które zajmują cała półkę w Sephorze, i czytam w moim sklepie internetowym korespondencje z klientami, dostaje codziennie wiatru w żagle – deklaruje w „Gali”.

Pewnego dnia namówiła koleżankę na wyjazd do Grecji po sezonie. Tam poznały się z kilkoma Polakami, którzy spędzali czas na tej samej plaży. Jednym z nich okazał się adwokat Marek Kujawa. Początkowo traktował ją zaskakująco chłodno – co tylko zwróciło nań jej uwagę. Gdy byli na lotnisku, mężczyzna stwierdził jednak: „Czy wiesz, że ja zmienię twoje życie?”. Początkowo była zaskoczona, ale kiedy po powrocie do kraju zaproponował spotkanie, postanowiła dać mu szansę. I stało się: dziś są ze sobą już niemal dziesięć lat.

- Doceniam teraz siłę partnerskiego związku. Myślę, że zmieniła się też jakość mojego codziennego życia: bo jest przy mnie ktoś, kto ma ochotę mnie wysłuchać, wspiera mnie i docenia, cały czas motywuje do działania i sprawia, że mi się po prostu wszystko chce. Do tego dochodzą też takie prozaiczne rzeczy: że zależy mi, by się podobać i być atrakcyjną, również intelektualnie – uśmiecha się w „Gali”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.