Paweł Stachnik

Z Galicji droga wiodła do Bośni

Z Galicji droga wiodła do Bośni
Paweł Stachnik

Kallay uważał, że receptą na niezadowolenie będzie podniesienie poziomu życia mieszkańców. Zaczęto więc zakładać przedsiębiorstwa i poprawiać infrastrukturę. Budowano drogi, mosty, linie kolejowe. Wykorzystywano do tego także żołnierzy z Galicji, ze wspomnianych dwóch pułków - 24. i 45. Wznosili ono mosty, linie telegraficzne, magazyny, koszary i forty, pełnili służbę policyjną.

Pracami tymi kierowali m.in. płk Julian Roszkowski, w latach 1878-1881 dyrektor Inżynieryjny w Sarajewie, oraz mjr Kornel Rylski, który ufortyfikował Višegrad. Powstała też sieć szkół podstawowych i kilka gimnazjów, które miały dać wykształcenie przyszłym elitom, a przede wszystkim przygotować kadrę urzędniczą. Liczebność administracji w Bośni i Hercegowinie rosła. Z planowanych początkowo 600 osób do aż 7 tys. w 1897 r. i 9,5 tys. w 1908.

Prawnicy, chłopi, Żydzi

- Urzędników brakowało, więc ściągano ich z innych krajów monarchii. Doszło nawet do pewnej specjalizacji: z Czech sprowadzano inżynierów i techników, z Galicji sędziów i lekarzy. W latach 90. XIX w. posiedzenia senatu sądu krajowego odbywały się po polsku, bo trzy czwarte sędziów w Sarajewie pochodziło z Galicji - mówi dr Krawczyk. Bywali też np. żandarmi, jak ojciec noblisty Ivo Andricia, który opowiadał synowi o pięknym Krakowie, dzięki czemu młody Andrić w 1913 r. pojechał tam studiować i rzeczywiście zachwycił się miastem. „To Polak założył istniejący do dzisiaj największy szpital sarajewski - Koszewo, a polska lekarka była pierwszą kobietą badającą kobiety (muzułmanki nie chciały się poddawać badaniom przeprowadzanym przez mężczyzn)” – czytamy w książce.

Administracja prowincji chciała też zasiedlić dawny (z XVI-XVIII w.) pas graniczny między cesarstwem Austrii a Turcją, który przez 300 lat był pusty i stanowił ziemię niczyją. Kierowano tam rolników m.in. z Galicji: Polaków z Galicji Zachodniej i z Bukowiny oraz Rusinów z Galicji Wschodniej. Jak podaje dr Krawczyk, do Bośni na przełomie XIX i XX w. przesiedliło się ponad 1,2 tys. chłopskich rodzin.

Niektórzy szli pieszo z Galicji, ciągnąc za sobą bydło, narzędzia, sprzęty. Na miejscu zastali bardzo ciężkie warunki i biedę większą niż u siebie. Na wykarczowanych terenach północno-zachodniej Bośni (czyli właśnie dawnym pograniczu turecko-austriackim) założyli 13 polskich wiosek, a w mniejszych grupach mieszkali w kolejnych 30 wsiach. Część z nich wróciła do kraju po 1918 r., reszta podczas drugiej repatriacji po II wojnie światowej. Potrzebni byli wtedy do zasiedlenia Ziem Odzyskanych. Osadzono ich w okolicach Bolesławca. Do Bośni wyjeżdżali też galicyjscy Żydzi, którzy zakładali tam sklepy, hotele i gospody. Na służbę kierowano tam rotacyjnie jednostki z innych części monarchii, w tym także z Galicji. Służba tam nie ominęła żadnego z galicyjskich pułków piechoty. W 1910 r. żołnierze 57. Pułku z Tarnowa ufundowali w Zenicy figurę Matki Bożej z dedykacją: „Ku czci Najświętszej Panny, na pamiątkę pobytu w Bośni - żołnierze tarnowskiego 2/57 batalionu piechoty”.

Nagły kryzys

W 1908 r. w Turcji doszło do przewrotu wojskowego. Władzę objęła grupa młodych oficerów, którzy chcieli wzmocnić władzę centralną, zahamować postępujące osłabienie kraju i zmodernizować imperium. Nie zamierzali przy tym rezygnować z wciąż formalnie będącej częścią Turcji Bośni i Hercegowiny. Z kolei w Serbii na tronie królewskim zasiadł Piotr Karadziordziewić, który ogłosił budowę Wielkiej Serbii i zjednoczenie w niej wszystkich Serbów - także z Bośni i Hercegowinie.

Wszystko to wyraźnie zagrażało austro-węgierskiemu panowaniu. By propagandowo i politycznie wzmocnić pozycję monarchii, jej ówczesny minister spraw zagranicznych, niemiecki arystokrata Alois von Aehrenthal, zaproponował bezpośrednią aneksję Bośni i Hercegowiny. Przekonał do tego cesarza i rząd, poparł go szef Sztabu Generalnego gen. Franz Conrad von Hötzendorf. Kluczowe było uzyskanie zgody Rosji, która uważała się za najważniejszego gracza na Bałkanach.

We wrześniu 1908 r. Aehrenthal spotkał się z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Aleksandrem Izwolskim na zamku Buchlau. Zawarto tam porozumienie, które przewidywało, że w zamian za rosyjską zgodę na aneksję Wiedeń nie będzie utrudniał Rosji wymuszenia otwarcia cieśnin tureckich dla jej okrętów. Zgodził się także na ogłoszenie przez Bułgarię pełnej suwerenności. Jednocześnie Austro-Węgry zadeklarowały, że wycofają wojska z obszaru rozdzielającego Serbię od Czarnogóry.

5 października 1908 r. cesarz Franciszek Józef I uroczyście ogłosił aneksję Bośni i Hercegowiny oraz ewakuację Sandżaku. Jednocześnie Bułgaria ogłosiła się królestwem, zrywając pozostałości formalnej zależności od Turcji. Sytuację wykorzystała też autonomiczna w ramach Turcji Kreta, która obwieściła, że jednoczy się z Grecją.

Oburzenie wyraziła Serbia, która zarządziła częściową mobilizację. Wiedeń odpowiedział przejściem armii w stan gotowości do wojny. Na ulicach serbskich miast tłumy demonstrowały przeciw zaborczości Austro-Węgier. Podobnie było w Rosji. Petersburg oświadczył, że nie uznaje aneksji i domagał się zwołania konferencji mocarstw. Coś, co miało być uzgodnionym ruchem politycznym, przekształciło się w poważny kryzys międzynarodowy.

Bałkański kocioł

Zadziałały też sojusze po drugiej stronie. Niemcy, od jakiego czasu umacniające swoje wpływy w Turcji, lojalnie wsparły Austro-Węgry i odrzuciły sugestie, by zostać mediatorem w konflikcie. Imperium Osmańskie zdawało sobie sprawę, że w nie ma większych szans w

konfrontacji militarnej z Wiedniem i w grudniu 1908 r. zaproponowało Austro-Węgrom rozmowy na temat rekompensaty za aneksję. 12 stycznia następnego roku osiągnięto porozumienie: Wiedeń zobowiązał się wypłacić odszkodowanie za turecki majątek w Bośni i Hercegowinie. W zamian za to Turcja uznała aneksję.

Protestowała nadal Serbia, cały czas szykując się do wojny z Austro-Węgrami, a 10 marca 1909 r. oficjalnie deklarując, że nie uznaje aneksji. Bojąc się, że do wojny rzeczywiście może dojść, Berlin zażądał od Rosji jasnego uznania inkorporacji i odcięcia się od bałkańskiej sojuszniczki. Premier Stołypin poinformował Mikołaja II, że Rosja po niedawnej klęsce w starciu z Japonią nie może sobie pozwolić na kolejną wojnę, w dodatku ewentualnego konfliktu nie poprze Francja. Następnego dnia car wysłał do cesarza Wilhelma II depeszę potwierdzającą uznanie aneksji Bośni.

Kryzys wygasł, do wojny nie doszło. Przegranymi okazały się Turcja, Rosja i Serbia (która pod naciskiem mocarstw w końcu uznała aneksję), sukces odniosły Austro-Węgry i Niemcy. Bośnia i Hercegowina była pierwszym nabytkiem monarchii habsburskiej od 1846 r. i przełamywała ciąg klęsk i strat terytorialnych. „Pozostały jednak niepokój i poczucie, że »bałkański kocioł« jest w istocie »beczką prochu«, która może eksplodować w każdej chwili” - pisze dr Krawczyk. I rzeczywiście: Bałkany przyniosą Europie jeszcze kilka kryzysów, w tym ten najważniejszy, z lata 1914 r., który doprowadzi do wojny o światowym zasięgu.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.