Adriana Boruszewska

Pani prawnik dramatyzuje

Recykling to biznes, który nie pachnie miło, ale w Rychnowie daję pracę ponad 200 osobom - mówi Trejderowski. Fot. Adam Willma Recykling to biznes, który nie pachnie miło, ale w Rychnowie daję pracę ponad 200 osobom - mówi Trejderowski.
Adriana Boruszewska

W Wielkim Rychnowie wskutek zatrucia wody chorują dzieci - takie anonimowe informacje trafiły do kontrahentów producenta folii budowlanych. Sąd nie miał wątpliwości, kto stoi za sprawą. I z jakich pobudek działa.

Firma Conkret z Wielkiego Rychnowa jest dużym graczem na rynku folii budowlanych. W ofercie ma 30 000 artykułów. Ogromną część z nich wytwarza z materiałów pochodzących z recyklingu, więc do Rychnowa zjeżdżają ciężarówki z folią z odzysku nie tylko z Polski, ale i z kilku krajów europejskich.

- Ktokolwiek i gdziekolwiek prowadziłby tego rodzaju produkcję, nie będzie miał łatwego życia, z natury nie jest ona czysta i nie może pachnieć przyjemnie. Gromadzimy i przetwarzamy wtórnie ogromne ilości materiału - przyznaje prezes Trejderowski. - Mamy jednak wszelkie certyfikaty, podlegamy kontrolom. Mamy w firmie osobę, która specjalizuje się w ochronie przyrody.

Kontrowersje związane z działalnością Conkretu dotyczą zwłaszcza odprowadzania wód deszczowych i roztopowych ze składowiska surowców foliowych. Choć było kilka zawiadomień do organów ścigania, do tej pory prawie we wszystkich postępowaniach zapadały wyroki korzystne dla Conkretu.

Z punktu widzenia gminy sprawa jest szczególnie delikatna, bo Conkret daje pracę ponad 200 osobom.

Prezes Trejderowski zdążył przywyknąć, że nie dla wszystkich sąsiedztwo jego firmy jest mile widziane, ale gdy jeden z kontrahentów przesłał mu anonimowe maile, zagotowało się w nim: - Te paszkwile trafiły do największych naszych klientów. Ktoś pisał, że wpuszczamy ścieki, dzieci chorują.

Informacje w mailu rzeczywiście działały na wyobraźnię: „Moja córka Ola chodzi do szkoły w Rychnowie Wielkim. Od trzech tygodni, podobnie jak niektórzy jej koledzy ze szkoły, ma powtarzające się biegunki, często wymiotuje i ma swędzącą wysypkę na całym ciele, jest bardzo słaba i osowiała, a ja jestem wściekła i rozżalona, że nie mam na to wpływu. Niezależnie od tego, czy pan mi uwierzy, dziękuję za zainteresowanie. Mama Oli”.

- Owszem, jestem przedsiębiorcą, ale byłem kiedyś nauczycielem i sprawy związane z dziećmi to już dla mnie nie są żarty - zapewnia Trejderowski.

Alarmujące sygnały zaczęły dochodzić od handlowców: - W pewnym momencie zaczęliśmy tracić rynki, w przypadku kilku klientów znacząco spadła sprzedaż - twierdzi Daniel Łankiewicz, kierownik działu sprzedaży krajowej. - Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy postrzegani jako zły producent.

Trejderowski wybrał się do szkoły, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście odnotowano dolegliwości u dzieci: - Pani dyrektor stanowczo zaprzeczyła.

Na wniosek Conkretu, policja ustaliła, z jakiego adresu wychodziły maile.

- Okazało się, że wysyłano je z dwóch miejsc - relacjonuje prezes Trejderowski. - Pierwszy komputer znajdował się w siedzibie jednej z największych toruńskich kancelarii prawnych, a drugi - w domu pana S. Tak się składa, że firma pana S. przez wiele lat była naszym dystrybutorem, aż do czasu, kiedy zaczął sprzedawać towary pod swoją marką i staliśmy się dla niego konkurencją.

Daniel Łankiewicz uważa, że nie ma mowy o przypadku: - Adresy, na które zostały wysłane maile, nie były dostępne bezpośrednio na stronach internetowych. Jeśli ktoś kieruje mail precyzyjnie do osoby, która w wielkiej korporacji zajmuje się zakupem folii, trudno uznać to za przypadek.

Do rozsyłania maili przyznała się Beata S., prawniczka pracująca jako doradca podatkowy, żona pana S. I członek rady nadzorczej w jego firmie. Przekonywała, że uczyniła to pod wpływem artykułów prasowych.

Dlaczego wysyłała maile jako Witold N.? Beata S. twierdziła w sądzie, że bała się zemsty Trejderowskiego:

- Nie chciałam się przedstawiać światu. Metoda lwa mniej mnie interesowała, wolałam bycie lisem.

Z lisią przebiegłością wymyśliła więc chorą córkę.

- Zabieg ten, w myśl kanonu literatury służy upodmiotowieniu wypowiedzi, gdyż podmiot liryczny cechuje się najwyższym stopniem wyrazistości w strukturze utworu literackiego - argumentował mecenas reprezentujący Beatę S.

Autorka maili usiłowała przedstawić się jako osoba wrażliwa na przyrodę: - Co roku ptaków jest coraz mniej, coraz mniej stworzeń, które kiedyś były. Na przykład jaskółek. Jak człowiek się zastanowi, jak wyglądał świat za czasów dzieciństwa. Wpływa to na patrzenie na świat.

Sąd usiłował dociec, dlaczego wrażliwość ekologiczna pozwanej kobiety skoncentrowała się akurat na sprawie odległego Rychnowa, a nie przejawiła się, gdy do podobnych kontrowersji dochodziło w jej sąsiedztwie w Toruniu.

- To był właściwy moment i właściwy czas - stwierdziła Beata S. - Ja nie śledzę na co dzień prasy. To był zbieg okoliczności.

- Dlaczego świadomie podała pani nieprawdziwe informacje? - dopytywał sędzia, - Żeby udramatyzować przekaz?

- Właśnie, żeby udramatyzować.

Sędzia Wojciech Modrzyński nie potraktował twórczości internetowej Beaty S.jako dzieła literackiego. Uznał natomiast, że nie tylko świadomie chciała zaszkodzić Conkretowi, ale miała też pełną świadomość kontrowersji etycznych swoich działań i dlatego, wysyłając mail, skorzystała z komputera kolegi.

Jeśli dla kogoś internetowa „afera ściekowa” zakończyła się pozytywnie, to dla Warsztatów Terapii Zajęciowej w Kowalewie, na konto których Beata S. musiała przelać 20 tys. złotych.

Wyrok jest prawomocny.

Jak się obronić przed internetowym atakiem?

Adriana Boruszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.