Nie bójmy się zmian. Na nie Nigdy nie jest za późno. nie myślmy „co ludzie powiedzą”

Czytaj dalej
Iwona Marciniak

Nie bójmy się zmian. Na nie Nigdy nie jest za późno. nie myślmy „co ludzie powiedzą”

Iwona Marciniak

Mam pilną prośbę o pomoc ze strony Czytelniczki. Kobieta ma blisko 50 lat, dwójkę dzieci: 15 - letnią dziewczynkę i 13 - letniego chłopca.

Jej mąż pije. Jakieś 15 lat temu nasza bohaterka pozbawiła się złudzeń. On należy do grona ludzi, którzy wpływają na losy naszego miasta. O jego słabości wie coraz więcej osób. Gdy pije, zamienia się w potwora. Dręczy naszą bohaterkę, cierpią na tym również dzieci. Ona zarabia 2,5 tys zł i marzy o wygranej w totka, żeby kupić mieszkanie i uciec. Prosi o radę - co zrobić? Jak zebrać się na odwagę i spróbować odejść już teraz. Boi się, że mąż - człowiek „umocowany” - skorzysta z dobrych prawników i zabierze jej wszystko.

Powiedziała pani „słabość”- ciągle z trudem przychodzi nam nazywanie rzeczy po imieniu. Alkoholik i agresor przemocowiec, alkoholik i tyran, alkoholik i agresywny cham. Chronimy, żeby nie urazić, sprawić przykrości, a to abusurdalne poczucie poprawności daje komfort picia. Jeżeli ta pani tkwi 15 lat w piekle to jest współuzależniona. I piekło to funduje także dzieciom. Widzę dobrą stronę w tym, że pracuje. To znaczy, że jeszcze ma odrobinę sił, że wychodzi z domu i funkcjonuje poza kuchnią i salonem. To bardzo częsty schemat, on bogaty pijacy i bijący, wpędzający w poczucie winy i niską samoocenę żonę. Ona uległa, kochająca i licząca na cud zmiany. Zmiana nie nadejdzie sama, a na wygraną w totka też lepiej nie liczyć. Mam wrażenie, że kobietom, jak nasza bohaterka, po pierwsze brakuje kogoś do rozmowy, wsparcia i utwierdzenia w przekonaniu, że powinna odejść lub coś z tym zrobić. Domyślam się, że terapia dla alkoholików i potem małżeńska i rodzinna nie wchodzi w grę. Proszę zwrócić uwagę, że ta pani nawet boi się spróbować odejść. Zakładając czarny scenariusz spala się na samym starcie i nie daje szansy na zmianę. Nasza fundacja pomaga i w takich sytuacjach. Nie mamy wprawdzie mocy sprawczej, by wygrać los na loterii, ale wiemy jak motywować do zmian. Proszę mi wierzyć, że kobiety wychodziły z opresji, o jakich można tylko czytać w norweskich kryminałach. Sama wizyta u psychologa, powiedzenie na głos o sytuacji w domu, będzie już wielkim krokiem ku zmianom. Jednym z głównych hamulców powstrzymujących kobiety przed odejściem od męża jest wstyd. Zwykły ludzki wstyd przed nieludzkim „co ludzie powiedzą”? Plus obawy ekonomiczne, ale to są sprawy, które zawsze się układają. Z moich doświadczeń wiem, że te obawy są czasem tylko wymówką, żeby nic nie zmieniać. Ale kiedy już się zadzieją, wtedy żałują, że tak późno. Bo zmiany są naprawdę realne i do wykonania. Szkoda czasu na czekanie. W Kołobrzegu działają grupy wsparcia dla kobiet, których partnerzy piją, informacje można uzyskać także w wydziale spraw społecznych przy ul. Okopowej. Jest też internet. Na szczęście mamy takie czasy, środki, możliwości, żeby nie zostawić kobiet samych sobie. Czasem wystarczy jeden krok, a reszta się potoczy. Poza tym to, że ów agresor jest osobą publiczną, może akurat być użyte przeciwko niemu. Z reguły tacy właśnie umocowani to zakompleksiałe wydmuszki.

Koleżanka ma podobny problem - pijącego męża, który robi się coraz bardziej agresywny. Podnosił już rękę na nią, również na dzieci. Przemoc pojawia się coraz częściej. Ta kobieta jest właścicielką firmy. On do niedawna pracował w zagranicznym koncernie, ale stracił pracę. Właśnie przez picie. Próbowała od niego odejść, ale powstrzymała ją rodzina. Bo „przecież ojciec też pił, a mama wytrwała”. Bo dzieci, bo alkoholizm to choroba itd. Ale ona twierdzi, że już po prostu nie ma siły. Firma zaczyna kuleć, dom się sypie.

Zawsze, kiedy pojawia się agresja i krzywda, powinna być za to kara. Przemoc jest przestępstwem! Nie ma znaczenia czy w domu, po pijaku, na trzeźwo, czy w piwnicy. I znowu mamy do czynienia ze współuzależnieniem. I wcale nie chodzi o pieniądze, których tej pani nie brakuje. Nie ma siły do alkoholika, bo pewnie latami wpajano jej okrutne „widziały gały co brały”. Wzięły, ale już czas oddać. Oddać syneczka teściowej, zięcia mamusi i odzyskać życie. Owszem, jeżeli jeszcze jest uczucie, to można spróbować terapii AA, ale raczej pan ma przyzwolenie i na picie, i na bicie. Pani znajoma boi się potępienia bliskich, bo co? Nie będą chcieli pożyczać od niej pieniędzy? Nie przyjdą na przyjęcie przy suto zastawionym stole? Nie napiszą sms-a na święta, skreślą z Facebooka? Nikt z tych bliskich nie wytrzymałby weekendu z domową wersją męża. Niezależność finansowa to potężny atut, o którym nie marzą inne kobiety. Proszę też nie zapominać, że bite są także dzieci, więc raczej nie będą miały za złe, że będą żyły w spokoju. Ta pani ma na głowie firmę, dom, wychowanie dzieci, zakupy, rachunki, przegląd samochodu, utrzymanie pracowników, zusy, pity, wymianę opon, zebrania szkolne i całą masę spraw, z którą nie poradziłby sobie niejeden siłacz. Macho z kielichem w ręku. Rodzinne tradycje są dobre przy okazji świąt czy rocznic, ale sztafetę trwania przy alkoholiku trzeba i można przerwać. Nie chcemy, żeby nasze dzieci przechodziły przez to, co my. Bo, niestety, to się bardzo często zdarza. Dzieci z rodzin alkoholowych, przemocowych wiążą się z agresorami. Poza tym też mogą krzywdzić swoje dzieci.

Dlaczego niektórym z nas tak trudno zdecydować się na zmiany?

To ludzkie i naturalne, że boimy się rewolucji. Ale skoro ewolucja produkuje tylko pijanych, leniwych troglodytów to czas wywiesić sztandar zmian. Boimy się, bo często jesteśmy sami. Nie ma nikogo, kto by powiedział „zrób to”. Im jesteśmy starsi, tym kartka z plusami i minusami jest dłuższa (minusów więcej). Symulujemy różne sytuacje, co by było gdyby itd. Ale to jest przywilej i niekiedy przekleństwo wieku. Wiemy więcej, znamy więcej ludzi, więcej mamy doświadczeń i dystansu. I co? I bardzo dobrze. I wcale nie chodzi o ryzyko i szampana, ale o lepsze dalsze życie. Lepsze i inne. I jak mawia klasyk, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. A w wacianych pieleszach to i koty się nudzą. Niektórzy nie decydują się na zmiany, bo nie wypada być szczęśliwym, kiedy tyle biedy i wokół. A przecież szczęśliwy człowiek może więcej. Może nam pomóc zmienić pracę, męża, żonę, związek, mieszkanie czy miasto...

Iwona Marciniak

Piszę w Głosie Koszalińskim od 1998 roku. Mam szczęście mieszkać w Kołobrzegu, którego plaża - bez względu na porę roku - to najlepszy antydepresant i akumulator dobrej energii. Zwłaszcza gdy biega się po niej z psem (a najlepiej z psami ;))


Informuję o tym, co dzieje się w mieście i powiecie kołobrzeskim. Moje teksty można znaleźć w sieci na stronie www.gk24.pl, www.kolobrzeg.naszemiasto.pl, na fejsbukowym profilu Kołobrzeg nasze miasto oraz w papierowym wydaniu Głosu Koszalińskiego.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.