Czy to największa hańba dla uznanej dyscypliny?

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Arleta Sokalska

Czy to największa hańba dla uznanej dyscypliny?

Arleta Sokalska

Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) przeprowadziła dywanowy nalot na motorki w rowerach: sprawdzono 90 rowerów. A to nie koniec.

Do niedawna to było jak opowieść o legendarnym meksykańskim potworze chupacabra albo o tybetańskim yeti. Wielu uważa, że istnieją, ale nikt ich nigdy nie widział. Podobnie jak silników w profesjonalnych rowerach, które mają sprawiać, że kolarze odjeżdżają swoim rywalom „jak na motorze”.

Jak to się zaczęło, wszyscy pamiętają. W 2010 r. Fabian Cancellara w świetnym stylu wygrał brukowane klasyki: m.in. Tour des Flandres, a przede wszystkim Paryż-Roubaix. Oprócz tego w tym samym roku został po raz czwarty mistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas i wygrał liczne czasówki. To był jego sezon. Ale przecież to niemożliwe, by tak odjeżdżać rywalom - mówili wyznawcy teorii o motorku w rowerze.

Potem na chwilę sprawa dopingu technologicznego ucichła, może dlatego, że wszyscy skupili się na ostatecznym rozstrzygnięciu afery Lance’a Armstronga i EPO. Ale w 2014 r. pod lupę dociekliwych internautów trafił Ryder Hesjedal, który podczas Vuelta Espana pechowo upadł na asfalt, a koło jego roweru kręciło się nadal. Sprzęt teamu został dokładnie prześwietlony, ale niczego nie znaleziono.

Pomawiany o używanie silniczka był też Alberto Contador na ostatnim Giro d’Italia, a to w związku ze zmianą roweru na jednym z etapów. - To jakiś żart. Albo science fiction - mówił Hiszpan na pytania o motor. Mimo to po etapie 18. zjawiła się liczna ekipa z UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska) i przy czynnym udziale dobrze znanego miłośnikom kolarstwa mechanika Tinkoff-Saxo Faustino Muñoza, rozebrała rower na części pierwsze. Film z tej akcji też można znaleźć w internecie - oczywiście niczego nie znaleziono.

W tym sezonie z kolei dostało się ubiegłorocznemu zwycięzcy Tour de Pologne, Ionowi Izagirre, który dwa tygodnie temu w Walencji upadł podczas jazdy indywidualnej na czas, a koło w jego rowerze kręciło się nadal jak szalone. Oczywiście również nie znaleziono żadnego silniczka.

Było więc jak z yeti. Tyle tylko, że teraz, za sprawą motorku w rowerze zapasowym 19-letniej Femke Van den Driessche na przełajowych mistrzostwach świata, zobaczyliśmy wszyscy - łącznie z UCI - wielki ślad stopy yeti na śniegu.

Pomawiany o używanie silniczka był też Alberto Contador na ostatnim Giro

UCI jeszcze gorliwiej ruszyła do walki z motodopingiem. W ubiegły piątek, 12 lutego, jej przedstawiciele stawili się na francuskim wyścigu La Méditerranéenne i przeczesali 90 rowerów (w wyścigu brało udział 123 zawodników). Niczego nie znaleziono. UCI zapowiada kolejne akcje na najbliższych wyścigach. Kierownik techniczny unii kolarskiej, Mark Barfield twierdzi, że dzięki nowoczesnej technologii i badaniom prowadzonym przez inżynierów możliwe jest nawet wykrywanie silników bez konieczności rozbierania rowerów - kontrolerzy mają specjalne wykrywacze pola elektromagnetycznego i mogą sprawdzić dużą ilość sprzętu w krótkim czasie.

- W ciągu ostatnich miesięcy wykonałem olbrzymią pracę. Rozmawiałem z wieloma inżynierami, przetestowałem dziesiątki rowerów - mówi Barfield i zapowiada, że żaden doping technologiczny nie umknie uwadze kontrolerów, nawet ostatni - na razie tylko dziennikarski - krzyk mody - koła elektromagnetyczne.

Technologia ta ma być oparta na japońskich pociągach Maglev (skrót Maglev pochodzi od angielskiego magnetic levitation, czyli lewitacji magnetycznej), a ukryte w karbonowych kołach elektromagnesy sprawiają, że wszystko pracuje bezgłośnie, akumulator jest zmniejszony do minimum, a silnik praktycznie nie do wykrycia. Cena takiego roweru ma sięgać 200 tys. euro, czyli kilkanaście razy więcej niż zwykły profesjonalny rower używany w World Tourze. Zaporowa cena sprawia, że ta technologia może być dostępna dla nielicznych. Tych, którzy najczęściej wygrywają i najwięcej zarabiają. Słowem - dla prawdziwych gwiazd kolarstwa.

István Varjas, węgierski specjalista od e-bików, czyli rowerów z silniczkami, w rozmowie z węgierskim „Bikemag” twierdzi jednak, że opowieści Barfielda o wykrywaniu kół elektromagnetycznych można włożyć między bajki, a UCI nie potrafi niczego znaleźć. Femke Van den Driessche według niego wpadła, bo jej silnik był starego typu i zwyczajnie hałasował.

Autor: Arleta Sokalska

Arleta Sokalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.