Baby u malarza Erwina Sówki: gołe, kształtne i boskie

Czytaj dalej
Justyna Przybytek

Baby u malarza Erwina Sówki: gołe, kształtne i boskie

Justyna Przybytek

Gołe baby, familoki i kopalnie - to znak rozpoznawczy w malarstwie Erwina Sówki. W środę o jego twórczości rozprawiano w Nakle Śląskim. Dziś będzie o kobietach.

Rzecz jest o babach. Na dodatek gołych babach, a czasem gołych świętych babach. Tak o „swoich” kobietach mówi Erwin Sówka. Mistrz Sówka, jedyny żyjący przedstawiciel dawnej Grupy Janowskiej. Kobiety występują na niemal wszystkich jego obrazach, bo malarz, czego nie ukrywa, jest zafascynowany kobiecym ciałem. Jego kobiety są dobrze zbudowane, o rubensowskich kształtach. - Prawdziwe - jak mawia pan Erwin. Choć maluje je w stroju Ewy, nie ma w tym nic zdrożnego, za grosz wulgarności czy lubieżności. Wręcz przeciwnie, kobiety na obrazach malarza, choć to często po prostu śląskie żony i matki, mimo że gołe - a może właśnie dzięki temu - są uosobieniem kobiecości i emanacją boskiej siły.

Moje kobiety mają w sobie sacrum, coś świętego

Panie mogą się oburzać na „baby”. Niepotrzebnie. Tak właśnie Erwin Sówka, emerytowany górnik i malarz intuicyjny, mówi o malowanych przez siebie kobietach. Mówi „baby” i to w ustach pana Erwina ani rubaszne, ani pogardliwe, a z wielkim szacunkiem wypowiadane słowo (zresztą „baba” w gwarze to po prostu kobieta albo żona). W jednym z wywiadów Erwin Sówka klarował mi tę swoją fascynację tak:

- Malując kobietę bierze się na siebie wielką odpowiedzialność. Kobietę trzeba mieć we krwi. A do tego trzeba je tak namalować, żeby mnie po głowie nie wystrzelały, jak brzydkie wyjdą.

I dalej w podobnym tonie: „Mogę malować gołe baby i gołe święte baby. I nigdy nic zdrożnego w tym nie było, bo moje kobiety mają w sobie sacrum, coś świętego”. Albo „Malowanie bab daje radość życia, mogę sobie wymyślić, jaką chcę, i na nią patrzeć”.

Bardziej poważnie dodaje zawsze, że kobiety to dla niego piękno pochodzące od Boga. Piękno o pełnych kształtach, obfitych udach, dużych piersiach, kształtnej pupie. Na płótnach Sówki kobiet o kształtach modelek nie odnajdziemy. Dla pana Erwina to - jak powiedział dość dosadnie w kolejnym z wywiadów - „chude patyki”.

Pytam zatem, kim jest kobieta - lub kobiety - która malarzowi służy za modelkę? Słyszę śmiech i krótką odpowiedź: Wyobrażeniem. - Sam sobie ją wymyśliłem. Ta kobieta we mnie jest od zawsze, siedzi w mojej krwi - odpowiada. Niezależnie, czy to śląska matka lub żona, święta Barbara czy bogini Isztar, kobieta u Sówki dominuje i nie ma wątpliwości, że w przedstawionej scenie, choć często wśród mężczyzn, to ona rządzi, dzieli, decyduje.

- W naszej rodzinie rządziły właśnie kobiety, to przez nie byłem wychowywany, przez ciotki, babki, matkę. Tak było we wszystkich górniczych rodzinach, mężczyźni pracowali na grubie, kobiety dbały o dom - wspomina pan Erwin. Oczywiście dziś już się wszystko poplątało, a role rzadko kiedy są tak oczywiste, nad czym malarz ubolewa.

Kobiety, których już nie ma, tak jak czasów, z których je pamiętam

- Moje kobiety to duchowość, takie rzadko spotyka się w życiu. Teraz już niemal w ogóle. Mam wyobrażenie o kobietach, których już nie ma, tak jak nie ma czasów, z których je pamiętam. Dla mnie kobieta to był rodzaj świętości. Współczesne panie coraz częściej pozbawione są tej dawnej kobiecości, a my - mężczyźni - takich kobiet nie chcemy - opowiada.

I dodaje, wciąż w temacie kobiet: - One ze mnie wychodzą, bo w każdym mężczyźnie jest trochę kobiety, w niektórych więcej, w innych mniej. To tak jak z kobietami, niektóre są bardziej męskie. We mnie dla przykładu kobiety jest chyba dużo - ocenia.

Fascynacja kobiecym ciałem leży u podstaw idei, której Sówka hołduje: w świecie sztuki kobieta jest najważniejsza.

- Dla mnie to świętość, idea, piękno - dopowiada. Piękno, które malarz najchętniej oddaje na tle Nikiszowca, dzielnicy Katowic, w której dorastał, pracował i założył rodzinę. To właśnie pośród familo-ków z czerwonej cegły „baby” Sówki występują najczęściej.

- Nikisz buduję na obrazach taki, jaki chcę. Czasem od nowa, czasem poprawiam Zillmannów - mówił kiedyś ze śmiechem. - Przeinaczam go tak, żeby pasował do moich kobiet. Bo kobiety i kobiece ciało pasują do tej architektury, dobrze się z nią komponują. W samym Nikiszu jest coś kobiecego, opiekuńczego - uważa.

Symbolem kobiecości i opiekuńczości jest też na obrazach malarza święta Barbara - patronka górników i rodzin górniczych, czasem portretowana na tle Nikisza, innym razem na końcu kopalnianego chodnika. Choć święta, to i jej pan Erwin nie odmawia nagości. Profanum?

Na gołą Barbarę od Sówki nikt dotąd na Śląsku się nie oburzył, bo mimo że naga, nie ma wątpliwości, że święta. W jednym z wywiadów pan Erwin temat podsumował dość krótko: „Lubię św. Barbarę, ale jako zwykłą kobietę, nawet gołą, ale wiem, że mi wybaczy”.

Z tym wybaczaniem golizny nie zawsze było tak łatwo. Z malarstwa Sówki kpili koledzy - górnicy z kopalni Wieczorek. - Chłopy godoły, że ino o gołych dupach myślę - wspominał malarz. Tymczasem Sówka powtarzał i powtarza, że na kobiety na jego obrazach nie należy patrzeć z lubieżnością. - Kobiety, które maluję, to jedna z mocy Boga, objawiającego się w żeńskości - podsumowuje.

****
Erwin Sówka ma 81 lat, mieszka w katowickiej dzielnicy Zawodzie. Jest emerytowanym górnikiem i malarzem intuicyjnym, jedynym żyjącym przedstawicielem dawnej Grupy Janowskiej, którego obrazy pokazywane były w galeriach na całym świecie.

Sówka jest samoukiem. Rysował od dziecka, kiedy dokładnie zaczął, nie pamięta. Szkołę zaczynał w Giszowcu (niemiecką), polską w Nikiszowcu. Naukę porzucił, gdy miał 15 lat. Zaczął pracować, na początek przy brukowaniu drogi prowadzącej do Giszowca, potem w elektrowni Jerzy przy kopalni Wieczorek. Z elektrowni trafił prosto do kopalni. Na początku pracował tu jako dekorator w zakładowym domu kultury. Lepiej jednak mógł zarobić jako górnik dołowy, poprosił więc o nowy przydział. Pracował przy obsłudze wozów, na których przewożony był urobek. To właśnie na kopalni Wieczorek pan Erwin stracił palec u lewej dłoni. Po wypadku usłyszał od majstra na kopalni „Górnik to jest twarda gadzina. Nic ci nie będzie”. - Nic, ino palca nie mam, tyle mi św. Barbara zabrała - opowiadał w kolejnym z wywiadów.

To właśnie w kopalnianym domu kultury malarz poznał Teofila Ociepkę. Ociepka zaprosił Erwina do grupy artystów, działających przy kopalni, która później zostanie nazwana Grupą Janowską. Mówi się, że Sówka był namaszczony przez Ociepkę na przywódcę grupy, ale sam artysta w typowym dla siebie żartobliwym tonie mówi, że sam się namaścił, bo nikt inny nie został.

Duży zbiór prac malarza można oglądać w Muzeum Śląskim na wystawie stałej w Galerii Plastyki Nieprofesjonalnej. Dodajmy jeszcze, że pan Erwin wciąż maluje.

Justyna Przybytek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.