Aleksander Baczyk: Upatrzyli mnie sobie, ale nie współpracowałem z SB

Czytaj dalej
Fot. Norbert Ziętal
Andrzej Plęs

Aleksander Baczyk: Upatrzyli mnie sobie, ale nie współpracowałem z SB

Andrzej Plęs

Teczka TW „Szary”, którą upublicznił niedawno IPN, dotyczy Aleksandra Baczyka, przedsiębiorcy i Konsula Honorowego Republiki Ukrainy w Przemyślu. Co o rzekomym współpracowniku mówią dokumenty?

Materiały dotyczące rzekomego współpracownika o pseudonimie „Szary” znajdują się w archiwum IPN w Rzeszowie. Tworzenie dokumentów rozpoczęto w 1985 r.

- Nie mamy nikogo na budowie największego w Przemyślu osiedla mieszkaniowego - alarmowały wtedy peerelowskie służby bezpieczeństwa. Co znaczyło - nie wiemy, co się tam dzieje, nie wiemy „jak idzie budowa”, co załoga myśli i mówi o PRL i PZPR, czy toczą ją wewnętrzne spory, w ogóle nie mamy tam źródła informacji. I takie źródło bezpieka postanowiła znaleźć. Z dokumentów IPN wynika, że padło na Aleksandra Baczyka, wówczas zastępcę kierownika budowy os. Rycerskie, dziś przedsiębiorcę i Konsula Honorowego Republiki Ukrainy w Przemyślu.

Dość szczupła teczka TW „Szarego” jest bardziej zapisem, jak służba bezpieczeństwa, „urabiała” człowieka, niż dowodem na jego współpracę. Wśród dokumentów nie ma pisemnego zobowiązania do współpracy z SB, nie ma ani jednego dokumentu pisanego ręką informatora.

Polowanie na TW

Wytypowany do roli informatora inżynier Aleksander Baczyk, pracownik kadrowy Przemyskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego, pełnił funkcję zastępcy kierownika budowy, ale tak naprawdę to on budową kierował, bo - jak spostrzegła SB - właściwy kierownik często przebywał na zwolnieniu lekarskim.

Zaczęło się zbieranie informacji o kandydacie na TW, potem powstał „plan pozyskania”. Najpierw kpt. Krzysztof Bobiński, zast. naczelnika wydz. V WUSW w Przemyślu, zapytał na piśmie centralną bezpiekę w Warszawie, czy mają coś na Baczyka. Z zaznaczeniem - „Przed rozpracowaniem”. Centrala nic nie miała. Rozpracowanie powierzono ppor. Bogusławowi Czyżowskiemu z Wydz. V przemyskiej Służby Bezpieczeństwa.

„Opracowanie kandydata będę realizował poprzez wywiad środowiskowy w miejscu pracy i zamieszkania, wykorzystując OZI w postaci TW ps. „Blok” i TW ps. „Leszek”

- raportował podporucznik przełożonemu Bobińskiemu.

Plan pozyskania tajnego współpracownika Czyżowski sformułował w listopadzie 1985 roku. I postępował według planu: najpierw poszedł do Biura Ewidencji Urzędu Miasta w Przemyślu i tu zażądał danych kilku osób, wśród nich i Baczyka. Kilku, żeby urzędnicy nie zorientowali się, wokół kogo tak naprawdę bezpieka „grzebie”.

Potem Czyżowski przejrzał teczkę personalną pracownika PPB, a taką miał każdy etatowy pracownik w dziale kadr każdej chyba firmy. Kolejnym krokiem esbeka było wypytanie milicjanta dzielnicowego o wszystko, cokolwiek wie o Baczyku. Dalszych informacji dostarczyli TW „Blok” i TW „Leszek”, którzy Baczyka najwyraźniej znali. Cztery miesiące pracy Czyżowskiego pozwoliło mu na sporządzenie charakterystyki (tajne, specjalnego znaczenia) kandydata na TW: „pracownik zdyscyplinowany i sumienny. Nie nadużywa alkoholu, choć nie stroni. Jest opanowany i bystry, co dało się odczuć w bezpośrednim kontakcie. Do naszej służby jest przychylnie ustosunkowany, co się wyrażało w dokładnych i prawdziwych informacjach, jakie przekazał do chwili obecnej” - pisał szefowi ppor. Czyżowski.

Od udzielania informacji Służbie Bezpieczeństwa do statusu tajnego współpracownika droga daleka. Dyrektor, kierownik przedsiębiorstwa miał obowiązek udzielania odpowiedzi na pytania funkcjonariuszy służb porządku publicznego (także SB) i to zupełnie oficjalnie, co nie czyniło go jeszcze tajnym współpracownikiem.

Laurkę wystawił też Baczykowi TW „Blok”. Że jest koleżeński i towarzyski, ale bliższych kontaktów z nikim nie utrzymuje, o polityce się nie wypowiada.

Mając komplet dostępnych informacji, ppor. Czyżowski poprosił przełożonego o zgodę na przeprowadzenie „rozmowy pozyskaniowej” z Baczykiem. Ta miała nastąpić z końcem marca 1986 roku w budynku WUSW w Przemyślu. Czyżowski planował, że zacznie rozmowę od sytuacji rodzinnej kandydata, potem sytuacji zawodowej, przejdzie do sytuacji społecznej i gospodarczej w kraju. „Dla wysondowania postawy” - jak to określił. Jeśli kandydat dobrze wypadnie, to zaproponuje mu podpisanie zobowiązania do współpracy i obranie pseudonimu.

Po dwóch godzinach takiej rozmowy ppor. Czyżowski raportował na piśmie, że kandydata pozyskał - wynika z dokumentów IPN. Kandydat „wyznał, że jest umiarkowanym katolikiem, przede wszystkim szarym, przeciętnym obywatelem”. Esbek zaznacza w raporcie, że kandydat zgodził się na współpracę na zasadzie „współodpowiedzialności za państwo”, ale… „nie chciałby być u nas w jakikolwiek sposób zaszufladkowany”, dlatego nie zgodził się na podpisanie deklaracji współpracy. I nawet pseudonim Czyżowski sam mu musiał przydzielić. Zostało TW „Szary”. Kryptonim operacji: „Kombinat”.

Współpraca?

Z dokumentów w archiwach IPN wynika, że przemyska bezpieka domagała się od „Szarego” informacji o nieprawidłowościach na budowie, o „niezadowoleniu i konfliktach wśród załogi oraz przyczynach tych zjawisk”. W zamian miał dostawać drobne upominki przy okazji urodzin czy imienin, a także pomoc w sytuacjach życiowych. Nie ma kanonu, o jakie sytuacje życiowe chodziło, ale praktyka podpowiada, że SB tuszowała drobne przewinienia swoich informatorów, np. spowodowanie wypadku „po pijaku”, wspierała przy staraniach o otrzymanie paszportu i wyjazd poza granice kraju. Czyżowski zdecydował, że z TW „Szarym” będzie spotykał się w każdy drugi i ostatni piątek miesiąca w siedzibie WUSW w Przemyślu lub w pomieszczeniu służbowym współpracownika.

Zadanie pierwsze: dokonać analizy w dokumentacji technicznej budowy osiedla, określić, czy były od niej odstępstwa, a jeśli tak, to jakie były koszty korekty. Zadanie dziwne, bo nie trzeba było TW, by zdobyć takie dane, musiały znajdować się w dokumentacji budowy i dokumentacji księgowej. Zadanie drugie: „Rozpoznać komentarze, dotyczące aktualnej sytuacji społ.-polit. oraz przygotowań do X Zjazdu PZPR”.

W teczce „Szarego” znajdują się dwie notatki sporządzone przez oficera prowadzącego, rzekomo na podstawie rozmów z TW „Szarym”. Żaden dokument nie potwierdza, by informacje rzeczywiście pochodziły od „Szarego”. Tymczasem kpt. Bobiński napominał podwładnego Czyżowskiego, że skoro „Szary” nie podpisał deklaracji o współpracy, to wymagane jest, by dostarczał raporty pisane własnoręcznie. W aktach nie ma ani jednego takiego raportu.

Notatka z lipca 1986 roku dotyczy wyłącznie budowy os. Rycerskie i zawiera informacje, które musiały być znane wszystkim na budowie. „Szary” (o ile rzeczywiście to on) informował ppor. Czyżowskiego, że budowa przebiega planowo, ale wyraźnie narzekał na dostawy cementu. I uzasadniał, że na przestrzeni ostatnich tygodni nastąpiły opóźnienia, gdzieniegdzie wstrzymano realizację budowy, właśnie przez brak cementu. I narzekał jeszcze, że przestoje powodują dwa dźwigi budowlane. Oba doznają czasem awarii, oba są własnością rzeszowskiego przedsiębiorstwa i nim Rzeszów przyśle do Przemyśla ekipę naprawczą, czas mija. I lepiej, by dźwigi należały do Przemyskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego, byłoby szybciej i sprawniej. Tak uważa on i załoga. I dodał jeszcze, że są problemy ze stosowaniem kasków podczas prac wysokościowych, co może skutkować wypadkami.

O konfliktach w załodze, o jakichkolwiek wątkach politycznych „Szary” nie wspominał ani słowem. Ponarzekał za to trochę na peerelowski system organizacji pracy, skoro nadmienił, że nie tylko braki w dostawach cementu, ale i acetylenu do prac spawalniczych opóźniają budowę. Wspomniał jeszcze, że załoga wybrała nowego przewodniczącego rady pracowniczej, którego ocenił jako człowieka o dużej wrażliwości i pracowitego. Informator nie powiedział więc niczego, czego nie wiedzieliby wszyscy inni pracownicy budowlani na os. Rycerskim.

Bierny, bez inicjatywy

„Szary” najwyraźniej nie był sukcesem zawodowym ppor. Czyżowskiego. Raczej nadszarpnął esbecką karierą porucznika. Kiedy jego szef Bobiński przeczytał notatkę ze spotkania z „Szarym” i wtręt o radzie pracowniczej, zagrzmiał wobec podwładnego: „Rozpoznać nowy skład rady nadzorczej”. I zapytał: co zrobiliśmy (my - służby), by na etapie wyborów do rady pracowniczej wprowadzić do niej swojego człowieka?

Ppor. Czyżowski stracił prowadzenie „Szarego”, przejął go kpt. Edward Kawecki, który z końcem listopada 1989 roku podsumował tę współpracę: „Szary” przez cały ten czas przekazał 17 informacji, ogólnie o problemach PPB. Jego stosunek do współpracy oceniam jako bierny. Inicjatywy własnej w zbieraniu informacji nie wykazywał”. I dopisek:

Informacje nie przedstawiały wartości operacyjnej. Nie wykazywał zaangażowania we współpracę z naszą służbą. Jest nieprzydatny jako źródło informacji dla pionu V SB.

Te ostatnie opinie były uzasadnieniem do wniosku o zakończenie współpracy.

W tym czasie „Szary” zwolnił się z PPB, planował wyjazd do RFN. Kpt. Kawecki wnioskował więc o „wyeliminowanie go z sieci osobowych źródeł informacji”. Rzeczywiście - prawdopodobnie w 1989 roku (notatka dot. tej decyzji nie jest datowana) zdecydowano o „czasowym zawieszeniu współpracy”, potem o jej zakończeniu. Nie ma śladu potwierdzającego, by taką współpracę kiedykolwiek podjęto. Nie ma też śladu, by „Szary” od SB przyjął jakąkolwiek korzyść.

Sam Aleksander Baczyk na ujawnione materiały IPN zareagował stanowczo.

- To kompletna nieprawda, to pomówienie. Nigdy nie byłem żadnym współpracownikiem. Pracowano nade mną, żeby mnie pozyskać, natomiast nigdy się tego nie udało dokonać. Jeżeli już chciano mnie umieścić, to w gronie zasłużonych, którzy nie dali się w żaden sposób złamać. Bo to, że mnie sobie upatrzono na współpracownika, to nie znaczy, że ja nim byłem

- komentował Nowinom.

Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.