Banaś. Piłkarz, który potrafił nogami zawiązywać krawaty

Czytaj dalej
Fot. fot. Arkadiusz Gola
Jerzy Filipiuk

Banaś. Piłkarz, który potrafił nogami zawiązywać krawaty

Jerzy Filipiuk

Uchodził za playboya. Miał wiele wiele kobiet i wielki talent. JAN BANAŚ, słynny skrzydłowy m.in. Polonii Bytom i Górnika Zabrze, popełnił tylko jeden błąd. Zwiedziony przez ojca uciekł do RFN, za co zapłacił wielką karę. „Gwiazdy”, film inspirowany jego życiem, trafił do kin.

Mój ojciec zobaczył mnie w telewizji, podczas w meczu reprezentacji Polski. Pisał do mnie. Zachęcał, żebym się z nim spotkał. I spotkałem się. W Goeteborgu, gdzie moja Polonia Bytom miała rozegrać mecz w Pucharze Intertoto. Namawiał mnie na wyjazd do Niemiec, obiecywał złote góry. Pojechałem - opowiada były piłkarz, 74-letni dziś Jan Banaś. - Ta ucieczka to był mój największy życiowy błąd.

Jego rodzice, Edyta i Paul, poznali się we Lwowie. Ona była tłumaczką, on żołnierzem Wehrmachtu. Gdy okazało się, że zaszła z nim w ciążę, pojechała do niego do Berlina. Był 1943 rok. Tam dowiedziała się, że zginął na froncie i że był już żonaty.

- Mam kazała mi się za niego modlić. A potem okazało się, że jednak żyje. Nie był bigamistą, bo moi rodzice nie mieli ślubu, ale oszukał mamę. Zamieszkała u siostry w Berlinie. Tam się urodziłem. Po trzech miesiącach wróciliśmy z mamą do jej rodzinnych Katowic - wspomina Banaś.

Miał talent. Został piłkarzem, grał w kilku śląskich klubach, a w 1964 roku trafił do reprezentacji. Dwa lata później nieoczekiwanie odezwał się jego ojciec, który był skarbnikiem w klubie Bayer Hof. Zaczął go listownie namawiać, by przyjechał do Niemiec. - Wydawało mi się, że to będzie dla mnie życiowa szansa. Mama nie wtrącała się w moje życie piłkarskie. Chciała, abym się rozwijał, miał lepiej- opowiada.

Z Goeteborga do Niemiec wyjechał z ojcem oraz dwoma innymi piłkarzami Polonii Konradem Bajgerem i Norbertem Pogrzebą.

Tyle że wielkie marzenia Banasia o Bundeslidze szybko przemieniły się w wielkie rozczarowanie. Tym razem on został oszukany przez ojca. - Po dwóch czy trzech miesiącach pobytu w Niemczech wyczułem, że ojcu chodzi tylko o pieniądze, które mógł na mnie zarobić. Dał mi do podpisania umowę, w której zastrzegał sobie 10 procent od każdego kontraktu, jaki bym zawarł. Mówił, że ta kwota należy mu się za moje wychowanie. A on przez 23 lata nie dał znaku życia, nie przysłał mi nawet czekolady - nie kryje złości Banaś.

Niczego nie podpisał i rozstał się z ojcem na zawsze (potem nie mieli ze sobą kontaktu; ten drugi zmarł kilkanaście lat temu).

W Niemczech nie mógł grać z powodu dwuletniej karencji. Nie pomogło nawet niemieckie obywatelstwo, które dostał. Na szczęście rękę wyciągnął prezes klubu, w którym był kierowcą. Tak trafił na testy do FC Koeln, a kiedy strzelił dwa gole w sparingu, został w klubie, w którym grali Wolfgang Overath i Wolfgang Weber, wicemistrzowie świata (1966). Dyrektorem sportowym był w nim Sepp Herberger, trener zespołu, który wcześniej (1954) wygrał MŚ.

Dobre towarzystwo, pochlebne opinie po treningach, zapewnione przez klub mieszkanie i jedzenie nie rekompensowały mu jednak braku gry. Dlatego Banaś podjął decyzję o powrocie do Polski. Pisał o tym prezesowi Polonii Bytom Otto Soleckiemu. Po przyjeździe spotkał się z członkiem KC PZPR Jerzym Ziętkiem, późniejszym wojewodą katowickim, który uspokajał go, by o nic się nie martwił. I tak po trzech miesiącach znów grał w polskiej lidze.

Uniknął kary za ucieczkę, ale z reprezentacją - do której też wrócił - nie mógł wyjeżdżać do Niemiec. Polskie władze bały się, że może znowu nie wrócić do kraju.

Treningi w Niemczech, poznanie tamtejszej mentalności i dyscypliny zaowocowały tym, że po powrocie do kraju imponował formą. Pomagał Górnikowi Zabrze w zdobyciu kolejnych trofeów i dotarciu aż do finału PZP.

- To świetny technik, który „nogami wiązał krawaty”. Miał szybkość, dynamikę, był błyskotliwy. Taki polski George Best - ocenia bramkarz-legenda Jan Tomaszewski.

Porównanie do najsłynniejszego w historii piłkarza-playboya nie było przypadkowe. Banaś uważał go za swego idola, nie tylko dlatego, że prezentował podobny styl gry co znakomity skrzydłowy Manchesteru United.

- Nawet fizycznie był podobny do Besta. I równie chętnie korzystał z uciech życia, nosił modne ciuchy i długie włosy, imponował kindersztubą. Tym zdobywał popularność i... kobiety - uśmiecha się „Tomek”.

Dziś Banaś nie kryje, że miał wiele kobiet w życiu. Gustował w aktorkach, spikerkach telewizyjnych i tancerkach. Zakochany był tylko raz, ale Anna nie chciała czekać, aż wróci z piłkarskich wojaży po świecie. Miał wyjechać na dwa lata, a nie było go 15! Rozstali się, a on żałuje, że nigdy się nie ożenił.

W 1969 r. poznał o sześć lat starszą znaną spikerkę telewizyjną Krystynę Loskę, żonę kierownika Górnika Henryka Loski. To ona zapowiadała mecze zabrzan, przynosiła im szczęście. Bardzo mu się podobała. Spotykał ją na pomeczowych bankietach, prosił do tańca, ale nie pozwalał sobie na więcej.

Inne dziewczyny chętnie pokazywały się ze znanym, przystojnym, elegancko się ubierającym i szpanującym czerwonym fordem mustangiem (kupionym od górnika, który sprowadził go z USA) piłkarzem. Podrywanie przychodziło mu równie łatwo jak mijanie obrońców. W przeciwieństwie do Besta nie popadł w alkoholizm. Od wódki wolał szampana i wino.

W Górniku zarabiał dużo powyżej średniej krajowej. Oficjalnie był zatrudniony w kopalni jako cieśla dołowy. Tyle że nigdy nie zjechał na dół. Wolał wyjazdy zagraniczne, podczas których on i jego koledzy handlowali, czym się dało, m.in. wódką i kryształami. Nawet w dniu finału PZP w Wiedniu. Trzy kwadranse wolnego, jakie mieli rano, wykorzystali na wizytę w domu towarowym. Zamiast koncentrować się przed meczem z Manchesterem City, gonili po stoiskach. A wieczorem przegrali 1:2...

W reprezentacji grali za śmieszne pieniądze, ale szanowali biało-czerwone koszulki. Występ na IO i MŚ to był wielki prestiż dla piłkarza. Tyle że w 1972 i 1974 r. obie imprezy miały się odbyć w RFN, a polskie władze postawiły Banasiowi szlaban, którego nie mógł podnieść nawet trener kadry Kazimierz Górski (a także wspomniany Loska).

O tym, że nie zostanie olimpijczykiem, dowiedział się z gazety. A przecież to jego dwa gole w meczu eliminacyjnym z Bułgarią (3:0) bardzo przybliżyły Polskę do występu w igrzyskach. Miał więc prawo liczyć na wyjazd do RFN. U krawca przymierzał już garnitur...

Nie pojechał też na MŚ, choć po igrzyskach wrócił do kadry i brał udział m.in. w pamiętnym meczu w Chorzowie z Anglią (2:0). Zapewnia, że to właśnie on, a nie Robert Gadocha, zdobył wtedy pierwszego gola.

- Jestem pewien, że Banaś nie zostałby w RFN, ale wtedy rządził Komitet Centralny PZPR i być może trener Górski uległ presji, by go nie powołać na te dwie wielkie imprezy - domyśla się Tomaszewski.

- Nie interesowałem się tym, byłem wtedy młodym piłkarzem, dopiero wchodzącym do kadry. Każdy wybiera swój los. Banasia mile jednak wspominam. To był wspaniały chłopak, dobrze ubrany, bardzo wesoły - mówi inna legenda naszej piłki Grzegorz Lato.

- Janek nie był liderem naszej reprezentacji. Dlatego jego nieobecność na dwóch wielkich imprezach nie wywoływała wśród nas jakichś większych emocji. Wiedzieliśmy, że może nie pojechać do RFN. W tamtych czasach polityka mieszała się ze sportem. Kierownikiem naszej drużyny był Edward Dębicki z KC PZPR - wspomina inny były reprezentacyjny piłkarz Lesław Ćmikiewicz.

Otym, dlaczego Banaś nie pojechał na obie imprezy, pisał Górski w wydanej w 1985 r. książce „Pół wieku z piłką”.

Wynika z niej, że nie chodziło o to, iż Banaś przed laty został w Niemczech, tylko o to, że miał pobierać wtedy pieniądze od jednego z klubów (czemu piłkarz dziś zaprzecza, twierdząc, że dostawał z klubu tylko drobne kieszonkowe). Powołania Banasia na igrzyska odradzał Górskiemu prezes PZPN Wiesław Ociepka. Przekonywał, że zachodnioniemieckie media odgrażały się, iż mogą opisać całą aferę. „Otrzymaliśmy poufną informację, że mogą wystąpić oficjalnie do MKOl, podważając amatorski charakter naszej reprezentacji, gdyby Jasio zagrał w turnieju” - cytował Górski słowa szefa PZPN, a zarazem członka KC PZPR i ministra spraw wewnętrznych.

Na MŚ piłkarz nie pojechał z innego powodu. Podczas tournee po USA latem 1973 r. Górski dowiedział się, że Banaś ma wzmocnić jedną z tamtejszych drużyn. Podobno przyznał mu się, że chce wyjechać za granicę. Górski, wiedząc, że nie może na niego liczyć, nie powołał Banasia na mecze eliminacyjne MŚ z Walią w Chorzowie i Anglią w Londynie.

- To nieprawda. Z nikim wówczas nie rozmawiałem o grze w USA - zaprzecza dziś Banaś.

Kiedy Banaś patrzy dziś wstecz, widzi, że przez ojca oszusta ominęły go ważne chwile w życiu. Żałuje, że nie zagrał na IO, bo miałby większą emeryturę. Wszystko to, jak mówi dziś, wina „kontuzji politycznej”. Z nią nie potrafił walczyć.

Jan Banaś
Urodził się 29 marca 1943 roku w Berlinie jako Heinz-Dieter Banas. Imię i nazwisko zmienił 2 marca 1967 roku.

Był piłkarzem, grał na prawym skrzydle. Najdłużej występował w Polonii Bytom (1962-1969) oraz Górniku Zabrze (1969-1975). Potem grał w polonijnych klubach w USA, następnie w Meksyku i we Francji. Był również trenerem we Francji i w Polsce.

Piłkarskie sukcesy

Z Górnikiem Zabrze zdobył dwa tytuły mistrza kraju (1971, 1972) i trzy Puchary Polski (1970, 1971, 1972) oraz awansował do finału Pucharu Zdobywców Pucharów (1970). W reprezentacji Polski w latach 1964-1973 rozegrał 31 meczów, strzelając 7 bramek. Nie pojechał na igrzyska olimpijskie 1972 i mistrzostwa świata 1974.

Emerytura i film

Dziś ma skromną emeryturę i endoprotezy w biodrach.

Przeszedł trzy operacje. Mieszka w Zabrzu. Ma brata Andrzeja (drugi brat, Bogusław, nie żyje).

9 maja odbyła się premiera filmu „Gwiazdy” w reżyserii Jana Kidawy-Błońskiego, inspirowanego losami Banasia. Film w miarę wiernie pokazuje karierę piłkarza. Z kolei wątek osobisty jest w dużej części wytworem wyobraźni scenarzystów.

Mówimy po krakosku (odc. 5). "Boróbka czy jagoda?"

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Jerzy Filipiuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.